wtorek, 31 maja 2011

Żarliwie




Plątki nam się powątały taki upał. Pierwszy spacer był iście toaletowy a drugi, wieczorny dla relaksu. I cóż się okazało, że łąka rośnie i rośnie, rzeka płynie i płynie a samolot leci i leci ... a ja biegnę i to widzę :) Bo jest tyle pięknych czerwonych samochodów :)

poniedziałek, 30 maja 2011

hotfreedayswimmingsunwaterfun


Niektórzy rodzą się dla sławy a niektórzy do bycia szczęśliwym. Mi udaje się to połączyć:)














A jak temperatura wyższa niż +25 stopn
i to najlepiej z Bobru nie wychodzić !



Zwłaszcza, że i posiedzieć w wodzie można i
nas
łuchiwać co śpiewa las i szepcze woda i zasnąć na chwilkę można.








niedziela, 29 maja 2011

Nowi kumple Chińskie grzywacze





Pobudka przed 5 rano i wyjazd na wystawę w Nowej Rudzie. Naszym zadaniem było po pierwsze oswajać się a po drugie trzymać kciuki. Plan wykonany, wystawy, zgiełk, mnóstwo ludzi, psów i dzieci już mnie tak nie przerażają. Z trzymania kciuków też są efekty. Moja piękna mama Kuleczka zdobyła tytuł Best of Breed i Best of Group lokata II, DJ ukończył wystawę z tytułem Najlepsze Baby w Rasie i zakwalifikował się do ścisłego finału. Z towarzystwa samochodowego Chińskich grzywaczy Dakota vel Kulka zdobyła tytuł Best of Breed a Dream Catcher vel Baloo ukończył Championat Polski. W nagrodę Lavendowa Ania zabrała nas do Sulistrowiczek u podnóża Ślęży. W samym sercu Ślężańskiego Parku Krajobrazowego. Lubię Chińskie grzywacze, są beztroskie i zwariowane jak ja, zwłaszcza ten jeden :) Imienia nie pamiętam, ale zabawa była przednia! A na kamieniu wygrzewała się jaszczurka zwinka, podlega ścisłej ochronie gatunkowej w Polsce, ta chyba nosi w sobie jajeczka, samiczka. To bardzo spokojne stworzenie, nie denerwowało jej nasze zainteresowanie. Z jaszczurką zwinką mamy coś wspólnego, ona też jest atakowana przez kleszcze. To była przyjemna niedziela. Nowi znajomi, nowe przeżycia, nowe plany...

sobota, 28 maja 2011

Wojtuś-Dziwiszów-Płoszczyna-Góra Szybowcowa...






Nad morzem wolnego czasu jest czas na wszystko. Przede wszystkim na przedeptanie ścieżki do Wojtusia, bo ostatnio zaczęła zarastać. Wojtuś już chyba nie rządzi w stadzie. Pojawiła się kobieta z mocniejszym charakterem. Ale jabłko dostał nasz ulubieniec :) Konie też się drapią zębami! Dzisiaj były mną bardzo zainteresowane. Pogodziła nas trawa, gdyby nie obowiązki fotografa pani by pewnie też zaczęła ją przeżuwać:) Znalazłyśmy ciekawą roślinę, podobną do Siedmiopalecznika błotnego ale to chyba nie to. To teraz jest nad czym pracować, zadanie na poniedziałek :) Musiałyśmy też przepuścić Ślimaka winniczka, początkowy był to gatunek typowy wyłącznie dla
p
ołudnia Polski ale dzięki Cystersom opanował cały kraj. Cystersi nie zapraszali ślimaka na modlitwy, raczej się nim zajadali:) Mamy nadzieję, że nasz winniczek nie zostanie zjedzony, zbiór kończy się 31 maja, może mu się uda! Eksport polskich winniczków to ok 150 ton rocznie, jeden waży maksymalnie 45 gram... kto umie policzyć ile
t
o ślimaków owe 150 ton? Moja pani i ślimak mają święto w tym samym dniu, za rok będziemy o tym pamiętać. Choćby nie wiem jak się ogrodnik starał to nie przebije urodą naszych łąk kwietnych, żółtych, białych, różowych kompozycji. Znów udało nam się sfotografować Górówkę meduzę, zaraz obok niej przysiadł na krótką chwilę Dyblik liniaczek, rzadko nazywany z polska dybligliniaczkiem, stosuje mimikrę. Czasem udaje bielinka. Chroni się w ten sposób przed wrogami. Lata w dzień do kwiatów. Zwodzi kształtem i użyłkowaniem skrzydeł. Ale rozkłada je, siedząc, jak nocny motyl. Zdradza go też to, że ciągnie do światła. Bielinek nigdy by sobie na to nie pozwolił. Dybligliniaczek żyje nie dłużej niż miesiąc. W zasadzie to ćma. Były też szczekające sarny, ale hitem spaceru były anielskie cielątka, nie ma chyba nic piękniejszego, no może ja :) Cielątka z Płoszczyny cichutko muczały, za to krowy już nie cichutko! Gubiąc drogę trafiłyśmy na Kukułkę szerokolist, nielota, bo to gatunek z rodziny storczykowatych, w Polsce pod ścisłą ochroną gatunkową. Inne nazwy zwyczajowe: stoplamek szerokolistny, storczyk szerokolistny. Obserwuje się spadek jej populacji. My wiemy o dwóch miejscach jej występowania. Dla błądzących nie jest trudna do znalezienia :) Nie chciało nam się iść przez Płoszczynę, chociaż droga prowadziła na Stromiec, to znów musi na nas poczekać. Drogą koło
pięknej opuszczonej chałupy weszłyśmy na zbocze Góry Szybowcowej. Od tej strony jej nie znałyśmy, no może jedynie trochę. Wejście dość uciążliwe, zwłaszcza, że zrobiło się duszno i to była już 4 godzina spaceru. Ale dla takich widoków warto się zmęczyć. Prawda ? Zwłaszcza, że jutro jedziemy kibicować do Nowej Rudy.