środa, 29 lutego 2012

Luty odchodzi w mgłach

Taki dzień zdarza się raz na cztery lata, pierwszy 29 luty Jaremki. Dodatkowy dzień na spacer. Siąpiło, mżyło, parowało, wiosna wychodzi z ziemi, zapuściła już korzonki i chyba nie odpuści. Rozśpiewane leśne ptaszyny bawią się w berka a sarny lekko oszołomione zapominają, że czasem trzeba się schować w krzaki :) Resztki zimy cieszą tym bardziej, że są resztkami, przynajmniej tu u nas w kotlince. Śniegu już jak na lekarstwo i to bardzo rzadko stosowane. Smutno nam, że biała pani Huhuha tak krótko u nas gościła, spogląda jeszcze z gór, tam posiedzi pewnie do maja. No to skoro ona nas nie, to my ją pójdziemy odwiedzić... Tymczasem korzystając z wysokiej temperatury można się w leśnej kałuży odświeżyć, tak dla zdrowia... oczywiście :) A, że dziś Dzień Chorób Rzadkich, taka kąpiel ma podwójne znaczenie ! Następny 29 luty będzie w poniedziałek, ciekawe jaka będzie wtedy pogoda.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Lou Lee Laa

Piękny Lou Louis Louigi, chłopak z Płoszczynki i jego electro przyjaciel i przyjaciel human w postaci bardzo fotogenicznej dłoni ...jemu to dobrze... Lou Lee Laa lulaj na ciepłej chmurce na prąd. A my tu już ścieżki szykujemy i atrakcje i w ogóle już się pakuj. Na Ciebie tu czekają: gorące dziewczyny, ścieżki wesołe, całuski, przytulania, och i ach, pogoda zamówiona, Wituś, wieś, kolana, pod pachę też się zmieścisz, kto by się Tobą nie zachwycił, ojej jaki piękny, to pies? nie zimno Skarbkowi? jakie cudo! ... tak tak, to nasz kumpel, w szaleństwie mistrz, Jaremka, Barbarka i Boguś już się doczekać nie mogą! Lougi wbijaj na wspólny spacer :)

niedziela, 26 lutego 2012

Pierwsze tchnienie wiosny z Baśą, Boguśem i PąPiru



O dziesiątej wpadła do domu wesoła lubiechowska banda. Bogo zamordował gumowego koguta, Basiek olała tradycyjnie a ludzie raczyli się kawą. Zamieszanie, pakowanie, będzie spacer. Raz dwa tup tup przez miasto na autobus, linia miejska nr 5, mała awantura na wejściu, kto miał pierwszeństwo, nie wiadomo :) Ruszyliśmy do Siedlęcina. Wieś to stara, założona w XIII albo XIV wieku, położona malowniczo między Jeziorem Modrym a Jeziorem Wrzeszczyńskim, wzdłuż Bobru. Zamieszkał tu w XIV wieku niezwykły zabytek, Wieża Rycerska z unikatową polichromią przedstawiającą legendę o Lancelocie. Do jej powstania przyczynił się książę jaworski Henryk I. Warto tam zajrzeć, pod warunkiem, że nie jest się psem :) Z Siedlęcina ruszyliśmy żwawo w stronę Wrzeszczyna, prawym brzegiem rzeki Bóbr a w zasadzie Jeziora Wrzeszczyńskiego, ścieżkami Parku Krajobrazowego Doliny Bobru. To niewątpliwie królestwo ptaków, łabędzie, kaczki, zimorodek i czapla, te gatunki udało nam się dzisiaj zobaczyć a usłyszeć jeszcze więcej. Gwiazdą spaceru była Barbara, która nie zatrzymała się ani na chwilkę. Wyraźnie cieszyło ją poznawanie nowego kawałka świata. Boguś zabłysnął niespodziewaną kąpielą w Bobrze, czym otworzył sezon kąpielowy i przypieczętował wiosnę. Jaremka starała się rozdwoić i gonić zarówno za Basiulą i Boguśkiem, z marnym skutkiem, bo się nie da! Wybrała towarzystwo koleżanki, która ma podobny sposób cieszenia się życiem i tak samo jest chodzącą euforią na widok świata. Potem był Wrzeszczyn i bardzo głośna zapora wodna z elektrownią.Wrzeszczyn to wieś, która wyjątkowo często zmieniała nazwę:1305 Urlici villa,1386 Ulrichsdorff, Vlrichsdorff,1726 Bibel Ullersdorf, Bober Ullersdorf, 1816 Ullersdorf-Bober, 1825 Boberrullersdorf,1945 Wrzeszczyn. Tutaj kończy się Jezioro Wrzeszczyńskie, jezioro zaporowe na rzecze Bóbr. Najmłodszy zbiornik energetyczny na Bobrze, zbiornik wyrównawczy dla Jeziora Pilchowickiego, długość 3 km, szerokć do 200 m. Raj wędkarski i malownicze miejsce na krótkie spacery nad wodą. Za zaporą weszliśmy wesoło na żółty szlak, który prowadzi łagodnie rozświetlonym słońcem lasem, wzdłuż rzeki chwilami, do Pokrzywnika. Maleńką wioskę zapowiadają ogromne pola i piękne łąki z widokami na Góry Kaczawskie, Wzniesienia Płakownickie i w oddali Karkonosze i Izery. Wszystko stąd widać, widać to wszystko pięknie, aż się uśmiech pojawia spontanicznie i jeszcze bardziej chce się żyć. Pokrzywnik, na krańcu świata z dala od głównych dróg i szlaków. Pokrzywnik, datowany na XIV wiek, około 20 domów, z których większość ma ponad 100 lat, najstarszy z 1774 roku. Weszliśmy na teren powiatu lwóweckiego. Pokrzywnik nas zachwycił, klimat, położenie, cisza, spokój, pozazdrościć tej jednej krowie, która spokojnie się pasła na wzgórzu w oddali. Stąd już tylko jeden krok do zapory pilchowickiej, celu naszej wycieczki. Przystań Wodniacka i zawsze uśmiechnięta Dorota. Znów na świat przyszły tu przepiękne jamniki, dojrzewają w miłości mądrej i ogromnej, więcej na stronie . Dorota prowadzi też hotel dla psów, warto go polecić, bo psy mają tu jak w raju! Ludzie z resztą też. Pływanie, kajaki, słońce i doskonała atmosfera. Baśka z Jaremką sprawdziły warunki hotelowe i były zadowolone. Kawa, herbata, miła rozmowa przy piecu w kuchni i z dzikiem w płynie z żalem trzeba było ruszać dalej, na przystanek kolejowy. Szynobus zabrał nas do Jeleniej Góry. W przepisowych kagańcach, Bogusiowi się upiekło, bo jego kaganiec został gdzieś na szlaku. To była piękna wycieczka z przyjaciółmi, słońcem i zwyczajną ale zachwycającą przyrodą Parku Krajobrazowego Doliny Bobru. Dziękujemy za towarzystwo! Czekamy na kolejną wycieczkę, następne wspólne kilkanaście kilometrów.

sobota, 25 lutego 2012

Kamieńczyk z Marysią i Andrzejem, dziadkami :)

Dawno temu w poszukiwaniu złota przywędrowali z dalekich krajów frankońskich w Karkonosze i Góry Izerskie Walończycy. Odkryli oni licznie występujące tu szlachetne i półszlachetne kamienie. Przykład z nich wzięli inni. Niektórzy z tego zbieractwa kolorowych kamyków dorobili się niemałej fortuny, w pałacach mieszkali i bogate życie wiedli. Mieszkańcy podgórskich siół i osad nazywali się kamiennikami, lub kamieńczykami i sami też zaczęli próbować szczęścia. Żył w owym czasie w Szklarskiej Porębie pewien człowiek o imieniu Bronisz. Pracował ciężko jako drwal na utrzymanie matki i siebie. Od wiosny do pierwszych śniegów wycinał w pocie czoła drzewa w lesie, a że żyli oszczędnie, biedy z matką nie odczuwali, lecz i dobrobytu też nie znali. Któregoś dnia matka Bronisza się rozchorowała. Syn zmuszony był do pozostania w domu i opieki nad nią. Czynił to z miłością i bardzo troskliwie, gdy jednak bieda wcisnęła się po pewnym czasie do ich chaty i nie było już co do garnka włożyć, postanowił udać się w góry i szukać szlachetnych kamieni, które bogaci ludzie chętnie kupowali. Zabrał kilka kromek chleba, gomółkę sera, kilof, łopatę i powędrował przed świtaniem w Karkonosze. Ze wzrokiem utkwionym w ziemię szedł przez lasy, łąki i górskie bezdroża. Chodził korytami bystrych potoków, oglądając ich wypłukane brzegi, przeszukiwał szczeliny skalne i każde obsunięcie kamiennych zboczy. Dotarł w ten sposób aż do Łabskiego Szczytu, a potem jego południowym stokiem na prawie pł aską łąkę, gdzie wytryskiwało źródło rzeki Łaby. Tu zaczął kopać w ziemi. Nie wiedział, że przyglądają mu się rusałki wodne z Łabskiego Źródła, płukające tam piasek źródlany. Było ich osiem, lecz żadna nie wiedziała, ani też nie domyślała się czego szuka ten młody człowiek. Z przyjemnością patrzyły na jego jasne włosy, opaloną słońcem twarz i na muskularną, zgrabną postać. Skryły się potem w wodzie i tylko jedna z nich, zwana przez siostry Łabudką, pozostała nad brzegiem nie mogąc oderwać oczu od Bronisza. Poczuła iż serce jej bije raźniej na jego widok oraz, że budzi się w niej nieznane dotychczas uczucie. Gdy przestał pracować i zaczął zbierać swe narzędzia wówczas ogarnął ją lęk, że nie zobaczy go już więcej.- Zostań ze mną - odezwała się nieśmiało - czuję, że gdy odejdziesz i nie zobaczę cię już więcej, serce me pęknie z bólu. Zwiędnę tak jak kwiaty górskie każdej jesieni.Podeszła bliżej, zarzuciła mu swe drobne, zgrabne ręce na szyję, całym ciałem przytuliła się do niego, a usta przycisnęła do jego warg. Młody drwal objął rusałkę mocnymi ramionami, ucałował, a potem wyjaśnił jej cel swego pobytu w tym miejscu i poszukiwań. Powiedział również, że nie może pozostać z nią przy Łabskim Źródle, bo po to został kamieńczykiem, by uzyskać pieniądze na leczenie swej matki. Obiecał jednak, że wkrótce wróci, by zostać z nią na zawsze, gdy matka będzie już zdrowa i gdy zapewni jej spokojne i dostatnie życie aż do śmierci. Łabudka oddała mu wtedy cały swój skarb, składający się ze ślicznych kamieni szlachetnych, który miała ukryty pośród traw i krzaków kosówki, a potem całą noc rozmawiali o wspólnej przyszłości leżąc na pachnącej, miękkiej i chłodnej górskiej trawie. Następnego dnia Bronisz udał się do domu, obiecując swej ukochanej powrócić. Podał nawet dokładny termin, od którego będą już razem.Zakochana rusałka z niecierpliwością liczyła dni dzielące ją od spotkania z ukochanym. Potem liczyła już godziny, a w ostatnią noc przed określonym terminem nie mogła usnąć: Rozczarowała się jednak. Jej ukochany nie przybył.Zawiedziona i oszukana przestała biegać po Łabskiej Łące. Nie bawiła się już beztrosko ze swymi siostrami. Chodziła zasmucona, rozmyślała o swym kamieńczyku, czasami cichutko łkając.Któregoś dnia nie mogąc już dłużej znieść trapiącej ją tęsknoty, postanowiła zejść po północnym stoku Karkonoszy w dolinę nad Kamienną, gdzie spodziewała się odnaleźć Bronisza i gdzie chciała pozostać z ‘nim na zawsze, skoro on przyjść do niej nie może. Siostry jej wpadły w rozpacz. Tłumaczyły, że rusałkom nie wolno schodzić poniżej terenu porośniętego iglastą kosówką, gdyż straci wtedy prawo powrotu do rodzinnego źródła i stanie się zwykłą, podatną na choroby, bóle i śmierć kobietą. Nic nie pomogło. Łabudka niezłomnie pozostawała przy swoim zamiarze. Pożegnała siostry i rodzinne źródło Łaby i udała się w stronę Szrenicy wąską, górską ścieżką, gdyż nią oddalił się jej ukochany. Szła ku północy, przez Halę Szrenicką pokrytą plamami ciemnozielonej kosówki i porośniętej rzadko karłowatymi świerkami. Przed pierwszymi drzewami wysokopiennego lasu stanęła i zaczęła oglądać wysokie, dostojnie spoglądające na nią potężne świerki. Była zdumiona ich ogromem i nieznanymi kształtami. Na wspomnienie przestrogi o wkroc zeni u pomiędzy te grube, pokryte mchami pnie mocniej zabiła jej serce, lecz myśl o Broniszu była silniejsza. Zrobiła krok, potem następne i zaczęła biec ścieżką opadającą coraz bardziej stromo ku dolinie. Zatrzymała się dopiero nad kamiennym urwiskiem. Tu musiała schodzić wolno i ostrożnie. Wyszukiwała występy opierając o nie stopy i pomagając sobie rękoma. Wciskała się w wąskie szczeliny, lub łapała ostre krawędzie granitowych głazów. Schodzenie po stromej ścianie trwało dość długo, ale w pewnym momencie serce zabiło jej jakoś dziwnie mocno i jakiś wewnętrzny głos nakazał spojrzeć w dół. To co dostrzegła zaparło jej dech w piersiach. Pod skalną ścianą urwiska leżały zwłoki ukochanego kamieńczyka. Leżały nieruchomo na kamiennych głazach, które odpadły od stoku w dół. Dostrzegła jego bladą, pokrwawioną twarz i szeroko rozwarte oczy patrzące. w błękit nieba. Pojęła wtedy, że szedł do niej i spadł ze ściany wspinając się ku górze. Poczuła nagły, wzmagający się silny ból w piersi. Odruchowo położyła dłoń na bolącym miejscu. To nieopatrzne oderwanie palców od skały, której dotychczas się przytrzymywała, spowodowało, że zachwiała się, straciła równowagę i spadła w dół. W ostatniej sekundzie życia uświadomiła sobie, że będzie teraz na zawsze z ukochanym.Już następnego dnia dotarła do Łabskiego Źródła wieść o śmierci Łabudki i wtedy siedem zasmuconych tą wiadomością jej sióstr pobiegło na Halę Szrenicką. Usiadły powyżej granicy wysokopiennego lasu i szczerze zapłakały. Spadające łzy utworzyły siedem małych źródełek, które połączyły swe wody w jeden potok i potoczyły się w stronę, gdzie spoczywały zwłoki ich siostry i jej ukochanego, a następnie ścieżką wiodącą w stronę Szklarskiej Poręby. W miejscu gdzie ona się kończyła skalnym urwiskiem powstał wodospad.Potok ten istnieje do dziś i do dziś opowiada szumem swych wód o tragicznej miłości i śmierci dwojga zakochanych. Miejscowa ludność nazwała go niegdyś Ciekoniem, ale potem gdy dotarła do nich wieść o miłości Łabudki i Bronisza nadano mu nazwę Kamieńczyka. Rusałkom górskim z Łabskiego Źródła wolno jest od tego czasu schodzić aż do tego wodospadu i oglądać ciało Łabudki niewidoczne dla przechodzących tu ludzi, spoczywające w wodzie u stóp skalnego urwiska, przykryte kamieniami i piaskiem naniesionym z gór. Wolno im to jednak czynić tylko jeden raz w każdym stuleciu i tylko w dniu, gdy wielobarwna tęcza jednym swym końcem zanurzy się w wodzie u stóp wodospadu. Wtedy to nawet i ludzie mogą dostrzec siedem pięknych, delikatnych i wiotkich kobiet, które kąpią się w spływającej kaskadami po skale wodzie./Legenda pochodzi z książki Urszuli i Aleksandra Wiącków “Legendy Karkonoszy i Okolic”, wydanej w roku 1984 przez Wojewódzki Dom Kultury w Jeleniej Górze.