poniedziałek, 29 października 2012

Profesor wizytujący, chiński Border collie

Azjatycki Szkot, chiński border collie. Egzotyka w egzocie. Typ nowozelandzki, ciężki , głowa użytkowa, szata wystawowa, ciało kanapowe :) Sława pasterska rozsiała robocze collie po całym świecie, wędrowały statkami, wozami, pieszo do nowych stad, aby zamienić życie pasterzy w sielankę. 
Pastwiska częściowo porosły miastami, stada owiec oddały miejsce stadom ludzi. Zapracowane owczarki klasy roboczo-rolnej, wykorzystując wrodzoną inteligencję i zdolność do adaptacji, zasiliły szeregi miejskiej inteligencji. Niektóre zamiłowane w sporcie osiągnęły mistrzostwo w  wielu dyscyplinach. Inne, te bardziej zafascynowane światem wewnętrznym myśli i doznań, obserwatorzy życia społecznego, stały się ekspertami zachowań grupowych. Studiują z zapałem miejskie konwenanse, przyczajone obok głównego nurtu city rush. Pan prof.  właśnie zbierał materiały do kolejnej publikacji na temat sytuacji stolikowych, nawet nie zauważył, że nasz wysłannik go zdjął :)

niedziela, 28 października 2012

U stóp Kozińca, w domu saren


Zima trzyma, trzyma się dobrze śniegiem, mimo odwilży. Śnieg przestał padać, więc Kania została poddana kolejnym testom. Dzisiaj na stokach Kozińca kolejne próby ustawień ręcznych i opcji sport. Sarny nam bardzo pomagały, dwa stada grały z Jaremką w kotka i myszkę. Szczęśliwie nikt nie połamał nóg na śliskich liściach ukrytych pod mokrym śniegiem. Sarny wykazały się nadsarnim sprytem i zwinnością, Jaremka próbowała im dorównać, jak zwykle bez powodzenia. 
Gonitwy w ciężkim śniegu w górę i w dół okrutnie umęczyły MajLo. 
TomTom głośno ubolewał nad losem biednych, dzikich mieszkańców lasów, którzy zamiast spokojnie wygrzebywać smakołyki spod śniegu zmuszeni są ganiać między drzewami, spłoszeni przez skorą do zabaw Jaremkę. Ot taki już los ? Naliczyliśmy dwa spore stada saren na Kozińcu, w sumie może nawet kilkanaście pięknych stworzeń. Mało kto zagląda do tego lasu, więc czują się tu bezpiecznie. 
Ten najmniejszy przedstawiciel polskiej zwierzyny płowej waży niewiele więcej od Jaremki, zaledwie 6 kg różnicy między nią a kozłem a koza potrafi ważyć nawet mniej niż caryca. Obecnie trwa okres polowań na kozy i koźlęta, kozły mają spokój aż do maja. Kozy nie dość, że muszą unikać kul myśliwych to jeszcze mogą chodzić w utajonej ciąży. Ciąża u saren może trwać 10 albo 4,5 miesiąca. Owoce letniej rui zdeponowane są aż do grudnia, rozwój płodów zaczyna się zimą. Matka natura zadbała o to, żeby koźlęta nie rodziły się w trudnych warunkach, wybrała dla nich wiosnę, to zdecydowanie lepszy czas na powitanie świata. Ciekawostką jest, że malusie koźlęta nie mają zapachu, dlatego są bezpieczne i drapieżniki nie potrafią ich wyczuć. Kolejny dar od Matusi, która dba o sarenki jak tylko potrafi :) Zwierzyna płowa uciekła i cały las był nasz. Słonko wydobyło z jesiennych, buczynowych liści soczystą barwę. Kania to uwieczniła. Bardzo do twarzy jest Jaremce w tych jesienno-zimowych kontrastach. Kozińca nie zdobyliśmy, kalosze nie nadają się na tak strome podejścia. Przećwiczone zostało zjeżdżanie na tyłku i strome zejścia od drzewa do drzewa. Przepiękny spacer, wartościowe rozmowy, ciekawe obserwacje dzikiej przyrody, która żyje swoim życiem po sąsiedzku z naszym ukochanym miastem powiatowym.

sobota, 27 października 2012

Witaj śniegu, śniegu witaj ! Juhuuuu :)


Huhu ha śniegiem sypnęło. Rano śniegu było dużo, no jak na pierwszy raz dużo. Popołudniu było go jeszcze więcej! Hura hura hura. Pływanie w śniegu, sezon 12/13 można oficjalnie otwierać :)
 Forma zeszłośniegowa do podszlifowania, zapał jest, nawet wiatr i sypiący w oczy śnieg nie zniechęciły Jaremki. 
Ten październik to dopiero szalony, tydzień temu lato i upał a dziś śnieżyca i zimowe krajobrazy. 
I jak tu nie śmiać się do świata, skoro szykuje takie zwroty akcji, żeby się nikomu nie nudziło. Ciekawe co ujrzą nasze oczy jutro? 

Chciało by się, by było wciąż biało, by się w śniegu popływało, się by tunel przepchało, w puchu się by wytarzało. Po tym jednym dniu nam mało, mało biało, mało szało… czy to na pewno zima za jakieś 2 miesiące dopiero ? Biedny Jaremczyn jeszcze bez zimowych ubranek. 
Kania przeszła chrzest bojowy, oszczędzana mocno większości Jaremkowych szałów nie widziała, jeszcze zdąży :) 
 
Czy MajLo wciąż lubi śnieg ? 

Dawno już nie śmiała się przez cały spacer, radość jej z pyszczka nie schodziła a to dopiero pierwszy śniegowy dzień tej jesieni :)   

środa, 24 października 2012

Przełęcz Szklarska - Harrachov - Orle



W sobotę zawitało u nas 75% bandy Pąpiru Często Zmory w okrojonym o Barbasię składzie. Szybka analiza mapy ulubionych bandy Gór Izerskich i plan gotowy. Długo do nocy sprawdzany był zadziorny charakter Gabry, toż to zmora jak się patrzy, a rusz ją jak śpi albo lepiej zabierz jej smakołyk. Pokazała, że uległość to obszar dla niej całkowicie obcy. Kochana warkotka. Rano budziki zostały zamordowane i spacer w Izery okazał się popołudniową wycieczką. Zaplanowana trasa i czas, który pozostał do zmierzchu, analiza faktów, tempo na rekord :) 
Z Polany Jakuszyckiej do Działu Izerskiego, niewielkiego wzniesienia  (904 m n.p.m.) między Przełęczą Szklarską a Polaną Izerską wszystkie ogonki grzecznie maszerowały na smyczach. Ruch cyklistów natężony, Gabra najchętniej upolowałaby każdą pędzącą oponę. Jeszcze kilka wspólnych wycieczek i ludzie nie będą potrzebni Jaremce, Bogusiowi i Gabrze, sami potrafią się prowadzić na smyczach, kilka lekcji z czytania map i znaków i ruszą we trójkę :) 
Z Działu Izerskiego poszliśmy do Harrachova, dla Gabruni, żeby posłuchała rodzimej czeszczyzny. Za granicą zrobiło się jakoś zimniej, mgła się podniosła, jesień czyli podzim zaczęła się wprowadzać w Izery.  Minęliśmy Tkacze = Mytiny, polską wieś położoną między Szklarską Porębą a Harrachovem, która w 1958 przeszła do historii. Została oddana Czechosłowacji w zamian za stok góry Kociecz i Martwy Wierch. Dzięki tej zamianie końcowa stacja PKP stała się końcową stacją ČSD. Harrachov uzyskał połączenie kolejowe z resztą Czech. Hurra :) 
Stąpając po polskiej a może czeskiej ziemi, przez pole golfowe, czerwonym szlakiem wzdłuż Izery, w tempie wyczynowym dobiegliśmy do podnóża Bukovca, rezerwatu przyrody, który wygląda jak gigantyczne mrowisko. Bazaltowy stożek, jeden z największych w Europie, słynie z bogactwa flory i wspaniałych widoków na Karkonosze. 
U podnóża Bukovca schowała się malownicza wiosenka Jizerka, najwyżej położona wiosenka w czeskich Izerach i najwyżej położona stale zamieszkała czeska wioska, położona nad potokiem Jizerka dopływem Izery. Dzieliło nas od Jizerki jakieś 1,5km ale słonko pogroziło nam palcem, że czekać na śpiochów nie ma zamiaru, na drugą półkulę pójdzie sobie za chwilę niedługą, zmierzch stoi już za progiem. Jizerka musi poczekać na nas a raczej banda Pąpiru na Jizerkę. Nasza wina, bo nie trzeba było mordować budzików :) Krótki odpoczynek, przerwa na kanapki i bieganie za patykiem, wzorowe oszczekanie intruza, który nagle wyłonił się z lasu i pora wracać do Polski. Stromo, ślisko w dół do mostu na Izerze, którym opiekuje się św. 
Jan Nepomucen. 15 lipca począwszy od 2005 roku odbywa się tu polsko-czeska biesiada w atmosferze przyjaźni i wspólnej troski o Góry Izerskie. W przyszłym roku, jeśli się w ten szczególny poniedziałek zbierzemy, wyruszymy świętować izerski sojusz przy kiełbasie i piwie. Gabra miała chwilowe wątpliwości, czy warto wejść na most, czy może lepiej pozostać w ojczyźnie. Ostatecznie ruszyła za stadem w kierunku Orlego. Trzy psy zmierzające do jednego celu, zaskoczenie dla turystów rowerzystów i powód do uśmiechu dla młodzieńkich cyklistów z Czech. Tak wesołej psiej bandy jeszcze nie widzieli ? 
Na koniec był przystanek na Orlu i spacer przy zachodzącym Słonku do Przełęczy Szklarskiej. Tak tak w Polsce, zaraz za Granicznikiem (870 m n.p.m) mgły ustąpiły, wyszło Słońce i ledwo zaszło jak Pąpiru, Gabra, Boguś, Jaremka i reszta zapakowali się w cienkiego i pojechali do domów. Po niemal 20 km w Izerach Jaremka spała i spała… aż się wyspała :)