niedziela, 29 grudnia 2013

Wirek ANdrzej co u niego...



Nasz jeżyk Wirek Andrzej zapragnął znów się podleczyć, przybył do nas, z czego się bardzo cieszymy. To bardzo sympatyczny, mało zajmujący a jakże miły gość. Znów mu się przytyło, waży jakieś 600 gram. Po czterech zastrzykach odzyskał apetyt i stwierdził, że się nie poddaje, my się nie poddajemy również.   
Wirek dostał nowy pokoik, tak, żeby czuł się lepiej. Ciekawski jest i ruchliwy. Nosek wciska wszędzie. Wydaje się, że jego nos to pierwszy badacz, co potem, czy wzrok, czy słuch… nie wiem. Ciekawe jak on widzi człowieka.
 JEŻ, KTÓRY ZASPAŁ  /Jan Brzechwa/
 
Na czubku sosny rozsiadł się szczygieł
I tak wydziwiał: - O, ile igieł!
Jak dużo igieł! Cóż to za wygląd?
Szkoda, że nie ma tu moich szczygląt,
Uśmiałyby się do łez na pewno
 Widząc igłami pokryte drewno.
Odrzekła sosna: - Nie dotkniesz nas tym.
Sosna jest przecież drzewem iglastym;
Każde iglaste drzewo ma igły,
A to dla szczygłów twór niedościgły.
Część tej rozmowy podsłuchał jeż,
 Pomyślał sobie: "Mam igły też,
Innymi słowy, jestem iglasty."
Podreptał szybko przez mchy i chwasty
Wołając: - Patrzcie, igły mi rosną,
Nie chcę być jeżem, stanę się sosną!
Już wiem, co zrobię: pobiegnę w puszczę
I tam korzenie w ziemię zapuszczę.
 Niebawem w lesie zaczął ryć norę
W głąb gdzie sięgają korzenie spore,
Lecz gdy się zarył po czubek głowy,
Ziewnął i zapadł w swój sen zimowy.
 
Spał, aż się wreszcie zbudził na wiosnę.
Pomyślał: "Pewno wysoko rosnę..."
Wyszedł odetchnąć powietrzem świeżym.
 A szczygieł szydzi: - Furt jesteś jeżem,
Jeżem - nie sosną! Zaspałeś trochę...
Jeśli chcesz piąć się, to nie bądź śpiochem.
 

sobota, 28 grudnia 2013

W Sędziszowej w Wielisławiu Złotoryjskim...



Sędziszowa, dawny niemiecki Röversdorf, wieś do której szczęśliwie przybyli dziadkowie, osiedli tu, założyli rodzinę, hodowali krowy, kury, kaczki, nutrie, króliki, gołębie i może coś jeszcze, o czym nie pamiętam. 
Uprawiali pole, pracowali ciężko, służyły im konie, psy, koty, pomagali sąsiedzi. Dziadek coś tam pędził, babcia coś tam przetwarzała… 
Dochowali się dzieci, wnuków, prawnuków. Dziadka już z nami nie ma. Dziadek kochał chlapnąć i lubił pewną jasnowłosą wnuczkę po gospodarstwie oprowadzać. Ona do dziś pamięta, jaki delikatny jest pyszczek cielątka i jak dziwnym stworzeniem jest nutria. 
Od tamtych czasów wiele się zmieniło w Sędziszowej. Nawet dom już nie ten, nie ma też tego pokoju z zegarem i puchową pierzyną i obrazem z dzikami na ścianie… Na szczęście obraz nie zginął, na dodatek jest nasz. Czeka na oprawę i czyszczenie i będziemy się chwalić :) 
Okolice Sędziszowej są bajeczne, strome pagórki, zalesione, najeżone kamieniami, królowa Wielisławka i jej organy, największa tutejsza atrakcja – Porphyrbruch, odsłonięte ryolity o strukturze słupowej powstałe w wyniku stygnięcia magmy. 
Słupy nie zawsze pionowe. Wielisławka to pozostałość po kamieniołomie, daleka siostra Łomów i Wilczej Góry. Kiedyś na jej szczycie albo w drodze nań znajdowała się restauracja, dzisiaj rosną tam pyszne grzyby. Podobno wycofujące się wojska niemieckie gdzieś w tej okolicy ukryły skarby! 
To bardzo optymistyczna legenda ludowa, może te skarby wciąż nieodkryte spoczywają gdzieś na naszym prywatnym hektarku. Jednym z piękniejszych miejsc w Sędziszowej jest młyn, zbudowany w 1827 roku, do niedawna służył do produkcji mąki, obecnie to zaplecze małej elektrowni wodnej. 
Od Organów Wielisławki dzieli go kilka minut spacerkiem wzdłuż kanału. Potem można odbić w prawo i powspinać się bukowo-świerkowo-sosnowym lasem wedle uznania, ścieżek tu mnóstwo, ludzkich i zwierzęcych. Jaremka wyszalała się w liściach, no skoro nie ma śniegu to chociaż to :) 
MajLo to zdecydowana miłośniczka wsi, jeszcze trochę a zacznie zaganiać cudze owce. Po obejściach już sobie beztrosko biega i straszy koty. Ostatnimi czasy odkryła, że zaleganie na progu to niepotrzebna bezczynność, zwiedzanie, to dopiero frajda. 
Daleko zajdzie. Nikt jej nie ogranicza, tylko ten płot!  Zanim płot to była jeszcze okazja pospacerować nieczynnym, zupełnie rozebranym torowiskiem linii 312 z Marciszowa do Jerzmanic Zdrój, po którym ostatni pociąg przejechał w 1995 roku. Na stacji Willenberg, na stacji Sieńsk nikt już na pociąg nie czeka. Wielka szkoda, bo widoki na tej trasie, w dzieciństwie pokonywanej od stacji Stara Kraśnica do stacji Sędziszowa były przepiękne. Teraz można jedynie pieszo. Widoki na szczęście wciąż aktualne :)

Wang-Polana-Mały Staw-Strzecha Akademicka-dom; rodzinny spacer świąteczny z głową w chmurach



Świąteczny, rodzinny spacer w góry. Trasa nic nowego, prawie ta sama co ostatnio. Szlak spacerowy, z Karpacza Górnego do Strzechy Akademickiej przez Kocioł Małego Stawu i Samotnię.
 Z ludzką rodziną, tą najbliższą, czyli osobistymi dziadkami Jaremki. Maria inicjatorka wypadu i Andrzej, który ostatecznie zdecydował się nam towarzyszyć. 
Taką rodzinę to sama przyjemność mieć. Bez marudzenia i stękania, w swoim tempie dyskusyjnym, fenowi stawiając zwycięski opór. Jestem dumna z moich rodziców. Ślisko było, kijki się przydały, wreszcie ujrzały świat, bo zwykle były w planach ale bagażnik ich nie wypuszczał :) 
Bagażnik albo roztargnienie, zapomnienie. Tym razem służyły doskonale, nawet w pojedynkę. W Karkonoszach Wschodnich zima mówi pass, spływa do kotliny. 
Śnieg nie przypomina świeżego, zimowego puchu, to raczej wiosenna zmarzlina, twarda i ostra, no jakże nam przykro z tego powodu. Czyżby zima była obrażona? Pewnie nie dotarło do jej białych uszu, że my CZEKAMY NA NIĄ Z WYTĘSKNIENIEM! 
Zrobi nam psikusa i zawita w maju ? Wiemy, że potrafi. Chyba i w nosie ma, że na wierzbach kotki. Wracając do świątecznego spaceru, Duch Gór miał dziś dla nas sporo dobroci, nikt nie wywinął orła na lodowisku, które przyszykował. 
Jakoś tak zupełnie obok planu podstawowego przyszła nam ochota odwiedzić Mały Staw i Samotnię. Jest kilka miejsc w Karkonoszach, które zawsze robią ogromne wrażenie, Kocioł Małego Stawu należy do tych właśnie. 
To jeden z wielu karkonoskich kotłów polodowcowych, położony na wschodnim skraju Śląskiego Grzbietu ze ścianami wysokimi na jakieś 200 metrów. 
Są śmiałkowie, którzy tymi ścianami zjeżdżają na nartach, dla kilku to był ostatni wyczyn w życiu. Kocioł pocięty jest żlebami ze stożkami piargowymi u wylotu. Dziecko plejstocenu, ma swoje lata, liczone w tysiącach, nawet w ponad stu. 
Na dnie Kotła Małego Stawu znajduje się jezioro cyrkowe Mały Staw, głębokie na ponad 7 metrów, o powierzchni niemal 3 hektarów i linii brzegowej ponad 750 m. Wydaje się być niepozorne. Mieszka w tym jeziorku Wirek, nie, nie nasz jeż Wirek, 
Wirek słodkowodny, tajemniczy ślimak, relikt epoki lodowcowej, dzieli się miejscem z traszką górską, pstrągiem potokowym, melanistyczną ropuchą szarą. 
Mały Staw jest jeziorem przepływowym rzeki Łomnica. Nad jeziorem stoi schronisko Samotnia, dla wielu miejsce kultowe, my wolimy Strzechę Akademicką z pysznym bigosem, wygodnymi łóżkami i miłą obsługą. Z Samotni do Strzechy prowadzi dość stroma ścieżka, może i męcząca ale za to jakie widoki!  Wychodziliśmy z chmury.
Co dziwne w dole wiało straszliwie, im wyżej tym podmuchy słabły. Karkonosze potrafią zaskoczyć. Cała nasza gromadka entuzjazmu szczęśliwie dotarła na herbaty do Strzechy. Na tym koniec podejść. Chwila odpoczynku w towarzystwie najdzielniejszych ratowników górskich i można wracać. Za grosik albo za złotówkę. Żegnając schodzących GOPRowców z łopatą na plecach, takim to dobrze, nie muszą trzymać się szlaków. Im dyrektor KPN pozwała na więcej.  To była nasz rodzinna alternatywa na święta. Spotkaliśmy mnóstwo miłych turystów uśmiechających się do Jaremki i pana z upomnieniem o smycz, wszystkich pozdrawiamy :) W nagrodę była pyszna pieczona kaczka w wykonaniu Marii, palce lizać.