poniedziałek, 30 września 2013

Pierwsza jesienna kąpiel. Krzyżówki i Czapla siwa




Kiedy mało kto jeszcze wierzył a marazm i narzekania zaczynały brać górę… słonko wyszło jakby nigdy nic i natychmiast wywołało falę optymizmu. 
Polami, łąkami, alejami, na skróty pędem nad wodę, bo taki dzień trzeba wykorzystać do końca. Dawno nas w Wojanowie nie było. Z plaż Żwirowni zniknęły kocyki, koszyki, dmuchane zabawki, zapach olejków do opalania, radiowe przeboje i krzyki kąpiących się. 
Błoga cisza przerywana śpiewem spinningu, szamotaniem złowionej ryby, świstem zarzucanej przynęty i kaczym gadaniem. Niemal flauta. 
Wędkarze uprzejmie i z uśmiechem znosili naszą obecność, nawet wtedy, kiedy Jaremka mąciła taflę wody ratując kolejny aport. 
Rybom to chyba w ogóle nie przeszkadzało, bo zaznaczały swoją obecność kręgami na wodzie. Kaczki były bardziej ostrożne ale nie odleciały, trzymały dystans i żerowały. Samice Krzyżówki są zdecydowanie odważniejsze. Właśnie trwa sezon polowań na Krzyżówki, te tutaj czują się bezpieczne, wędkarze zapewniają im nietykalność. 
Krzyżówka dała początek kaczce domowej. MajLo popływała do syta, poobserwowała życie na wodzie i do domu. W oczy rzucała się jesień barwy czerwonej, Trzmielina i Głóg jednoszyjkowy i jeszcze Dzika róża. 
Pierwsza silnie trująca, dawka śmiertelna to dla dorosłego człowieka ok. 40 owoców zawierających glikozydy, powodujące osłabienie, biegunkę, zawroty głowy, dreszcze, zaburzenia pracy serca, paraliż. Nie jest aż tak niepotrzebna ta Trzmielina, z jej korzeni wytwarza się gutaperkę. Głóg i Róża to zupełnie co innego, można je jeść i jeszcze mieć z tego pewne zdrowotne korzyści. 
Głóg uspokaja, Róża wzmacnia i dostarcza witaminy C. Znów udało nam się spotkać Czaplę siwą, która w górach nie występuję. Faktycznie przysiada na drzewach, jest na to dowód w jakości nie do pokazania. Czapla poleciała tam skąd wracałyśmy, pewnie na kolację. Wydaje się, że była zaobrączkowana. Następnym razem poczekamy na Czaplę nad wodą, skoro już znamy jej zegar. Świt i zmierzch, chociaż znana nam jest czapla, która żerowała w dzień :)

piątek, 27 września 2013

Astro-nomia Jaremczyna i stary borkuł

  W Jaremczynie jesień florystyczna, dominacja Astrów przy nieustannej aktywności Nasturcji i Nagietków. 

Astry chińskie kwitną na potęgę, nawet te, które nie rokowały. Jaremczyn wyhodował swoją własną odmianę, karłowatą, rozmiar koniczynowy. Jak to się stało, nie wiadomo. 
Maleństwa kwitną w ropuszej sypialni w cieniu Wierzby japońskiej, towarzystwo z tej samej paczki, zamieszkałe pod płotem, wyrosło książkowo. Nazwa aster pochodzi od łacińskiej gwiazdy, etymologia oczywista. 
Teraz mały zwrot akcji, otóż to botanicznie nie są astry, Aster chiński mylnie został zaliczony do tego rodzaju przez Linneusza, wspólna jest rodzina, astrowce. Aster chiński to rodzaj Callistephus, Gwiazdosz chiński to jego prawidłowe imię. 
Nazwa jakby nie patrzyć pochodzenie ma to samo. Gwiazdki różowe, fioletowe, białe, odcieni rozmaitych, w różnych jaremczyńskich kątkach tworzą własne konstelacje i układy. Piszą, że kwiat to wymagający, nam się trafiły nasionka o zupełnie innym charakterze, nawożone jedynie dobrym słowem, podlewane z nieba a zakwitły masowo. 
W przerwach szaleństwa Jaremka pozowała, pozowała ze zrozumieniem, co mówiłaś? Nie nie, długo nie posiedzę, za dużo aportów dookoła. Aport jeżyk i aport stary brokuł. 
MajLo z natury jest wielbicielką natury, syntetyk przegrał z komórkami roślinnymi. Ten korzeń jeszcze nigdy tak szybko się nie przemieszczał, co za odmiana dla wielotygodniowego tkwienia w ziemi. Ostatnia droga starego brokuła z grządki na kompostownik wiodła szalonymi trasami rozpędzonego karawanu, który nie dość, że bez hamulców to jeszcze ogryzał. 
Cóż on brokuł stary mógł, w sytuacji kiedy psy szczekają a karawana idzie dalej ;) Poddał się. Karawan i karawan i karawan jest i karawana… tylko gdzie najbliższy karawanseraj, żeby odpocząć? I co jeszcze nowego w Jaremczynie? Kilkadziesiąt zupełnie nowych cebulek, to tu to tam, zostało wciśniętych na nową drogę życia. Wiosną się okaże, czy przyjęły zaproszenie.

czwartek, 26 września 2013

Mikoflora kaczawska


 Ukradkiem Okratek australijski na butach żołnierzy australijskich przybył do Europy jako przesiedleniec okresu  I wojny światowej. 
Ekspansję rozpoczął od rejonu Wogezów i tak się rozsiewał, że dotarł i do nas. Szedł nawet dalej na północ ale zatrzymał go Bałtyk. Okratek wygląda pięknie, śmierdzi obrzydliwie. Ramiona owocnika wykluwają się z jaja, otoczone mazią, której lepiej nie dotykać. 
Kilka kroków dalej kozaczek maleństwo, jakże ono smakowało w sosie. Koźlak babka, smaczny czeszczewik, podbrzeźniak. Tworzy mikoryzę z brzozami, dlatego nie ma co go wyglądać pod dębem albo pod świerkiem.  Na deser dla oka muchomory giganty, urody adekwatnej do rozmiarów. 
Potem wymiana pozdrowień z byczkami. Koniec dnia spędzony w lesie, w którym noc zapada jakoś wcześniej. Słychać było puszczyka i ryczącego jelenia… Fantastycznie. Kto tam chodził po lesie nie wiadomo, strach został w domu a w głowie jedna zasada, że jakby co to za drzewo. Tylko co na łące? ;) ;)

środa, 25 września 2013

W malinach z Tofikiem i resztą




  Wakacyjna miłość Jaremki, serce mocniej bije, Tofik. Zlubieszczony Terier australijski  silky silky cairn. 
Jakby trochę Brytyjczyk z naturą włóczęgi, kumpel każdego. Plotki głoszą, że całkiem niedawno Tofik spotkał na swej drodze psa giganta i spontanicznie pobił własny, już wyśrubowany, rekord prędkości. 
Chałt chałt rety rety jeju, Andrzeju z wąsem raaaatuj! Wracał do siebie Tofik podobno niekrótko (dopuszczalne) ;).  Niedopuszczalne było to co zrobił jakiś czas później. Wyciągnął naiwną i niedoświadczoną w romansowaniu Gabrę, wszak do tej pory kochała jedynie Rudego, na długi spacer w nieznane we dwoje. 
Nie wypisał podopiecznej u opiekunki. Ty samym podpadł ogromnie i stracił sympatię na nie wiadomo jak długo. Niedobry Tofik! Cwaniak kuty na cztery łapy. A przecież wiadomo, że im większy cwaniak tym Jaremka bardziej zauroczona. 
Tofikiem po czubki uszu. Z miłości się rozbrykała, oskakiwała, biegała jak chałt, całuski, szturchnięcia, zaczepki a on cwaniak, twardziel. Boguś ze stoickim spokojem się przyglądał. 
No też nie ma się kim zachwycać, rozum jej odjęło? Barbasia Czujna pilnowała, żeby zabawa nie wymknęła się spod kontroli. Ona też nie widzi w Tofku niczego szczególnego. Gabra zajęta była ważniejszymi sprawami. Trzeba znów przekopać się przez kulę ziemską.   
Bogusiu pomocy, Bogusiu nie odmówił. Ludzie zbierali maliny, psy zajęły się sobą. Czasem cichaczem, po angielsku, zmierzały polem w stronę lasu, jak gdyby nigdy nic… Może ludzie zajęci klasyfikacją, kategoryzacją malin nie zauważą? 
Zauważyli, wracamy… Nie nie nie, nikt nie myślał nawet znikać na Kamionce, nie nie,my tylko tak… sprawdzaliśmy sobie takie coś… A wy jak tam? Zbiera się jakoś te maliny ? Aaaa nie przeszkadzać, nie kręcić się pod nogami, nosów do wiaderek nie wsadzać, nie no trzeba było mówić… Pokopiemy sobie, poskaczemy sobie na grzbiety, zajmiemy się sobą… a tak tak tak, racja, znów jakoś nas zagnało pod las. W malinach też można spędzić psi czas i się nie nudzić. Zwłaszcza jak towarzystwo odpowiednie. Basia, Boguś, Gabra, Jaremka i Tofik. Pentagon relacji. Wyprowadzony w maliny :) Co dziesiąta malina do brzuszka. MajLo malinkom też nie odmawia.