piątek, 28 listopada 2014

Chmur fabryka i Lucynka z rybami, bublinkami



Warto jest obserwować z kotlinki, co się w górach dzieje, można wtedy przewidzieć, że się trafi na coś pięknego.   Na przykład można trafić na fazę produkcyjną fabryki chmur w Piecu pod Śnieżką.  Sesja trwała i trwała, zdjęciowa sesja. Co kilkanaście kroków nowe zjawiska, inne perspektywy, wreszcie i jakiś kamień niemały, na który wspiąć się można i jeszcze więcej zobaczyć. Jak wszyscy, to wszyscy, MajLo oczywiście również, chociaż akurat ona nie zabrała tym razem aparatu. W ogóle nie ma aparatu, lecz gdyby miała, to kto wie. Jedyne co ma to śrubkę w kości.  Wolno, wolno , kładkami śliskimi, mimo to swojskimi i fotogenicznymi. Skrupulatnie do celu, czyli Lucynka, Luční bouda, słynna z piwa, mowa już była, dla przypomnienia piwo warzone na miejscu, wysoko jak nigdzie w rozległej okolicy, nazywa się to piwo Paroháč i kosztuje 50 koron. Za 160 koron można w Lucynce zjeść obiad, solidny albo mniej solidny, najsolidniejszy jest gulasz.  Dla znudzonych jest akwarium i dwie ryby, oprócz ryb są bublinki. Przynajmniej tak twierdzą czeskie dzieci. Pożegnawszy mamę rybkę i dziecko rybkę, ciepłe schronisko… w nim zawsze miło, smacznie, i skusimy się kiedyś na nocleg, jak nic… szczęśliwie odwróciliśmy się w lewo. Tam bita śmietana chmur a w niej liberecki  Ještěd, 90 minut jazdy samochodem, a widać jak na dłoni. Jaremka większa niż Śnieżka, urosła, bo śniegu się najadła. Listopad słynie z tego, że dzień kończy się za wcześnie, ledwo południe minęło a już się słonko zaczęło chylić i szykować do snu. Słonko jesienne niskie jest i ostre, męczy oczy, zwłaszcza w górach. Mimo to przyjemnie nam się spacerowało, trochę jak w lecie, bo niektórzy turyści krótki rękaw a nawet bez. Zaobserwowaliśmy oględziny i jakieś prace przy wyciągu na Hali Złotówka, za Złotówką za Grosikiem, dawno nie wiadomo co. Urządzenia stały a nikt nie pamięta, kiedy pracowały. Zimą najprawdziwszą, narciarską sprawdzimy. Najwspanialsi Jaremkowi grandrodzice odebrali nas z Karpacza. Mam kochanych rodziców. To się wie.

środa, 26 listopada 2014

Biały Jar - Równia pod Śnieżką i pierwszy śnieg.



Nasze oczy dawno już nie widziały śniegu, dawno też i łapki Jaremki nie stąpały po białym. 
Zdawało nam się z daleka, z dołu bardziej, z dalekiego dołu,  że Śnieżka, nasza góra gór już w lekkiej jest bieli. No to siup sru do autobusu i do Karpacza. Do Białego Jaru, lecz szlakiem nie przez Biały Jar, 
dawnym torem saneczkowym, który oferuje ciekawsze widoki i nie kończy się tak ostrym i nieprzyjemnym finiszem. Do pokonania, mimo to, taka sama różnica wysokości, żadnej taryfy ulgowej, cała droga pod górę, bez wypłaszczeń i bez zejść, cierpliwie pnie się.  
 Od czasu do czasu łaskawie daruje zakręt, za którym nie widać ile to jeszcze wysiłku trzeba. 
Szlak  żółty, lubiany przez biegaczy, szeroki, wygodny z panoramami na Czarny Grzbiet, Kowarski Grzbiet i Rudawy Jeremickie , jakby stanąć na palcach to i dalej daaaalej widać :) Jak komu nudno tak się wspinać, to można iść tyłem, ciekawe uczucie i widoki zgoła niecodzienne.   
Powoli, nieśmiało, pierwsze białości, cudowności, bardziej szron, lub też szadź.  Szadź była pod gondolą, chrupiąca biała skorupka na trawach. Wyżej też była. Szadź jest przepiękna, szron jest malowniczy. 
To, czy to?  Zamarznięte kryształki; nie igiełki lub igiełki. Tak doszliśmy do Strzechy Akademickiej, dym pachniał kusząco ale śniadanie zjedliśmy na śniegu.  Za Strzechą zaczyna się ten najpiękniejszy kawałek, droga na Równię pod Śnieżką, z namiotem z tyczek, kępami kosodrzewiny i ogromną perspektywą, nad którą góruje Ona. 
MajLo przedkłada zabawę ze śniegiem nad widoki, tarzać się, brykać, przytulać, jeść, aaaaa jakby się było można rozczwórzyć, to by było idealnie. Nie, idealnie będzie w rozczwórzeniu i ze śniegiem po czubki uszu, mrozem szczypiącym i białymi przestrzeniami lśniącymi w słońcu.  Dotarliśmy pod Śnieżkę, nikt orła nie wywinął, o dziwo wcale nie wiało, zwykle łeb tu urywa. Wiatr zapewne zamilkł na widok widoków. Wkrótce.

wtorek, 25 listopada 2014

Do brukselki na piechotę




Brukselka elka elka z warzyw prawie ostatnia, trzyma wartę honorową w Jaremczynie 
razem z selerem, pietruszką i marchewką. Poza tym pojawiły się krety i zielone włosy cebulek kwiatowych. W sekcji owocowej aktywna jest nieustannie poziomka, zapewniła sobie tym samym tytuł zwycięzcy pola, wygrała z truskawką. 
Wiosną nastąpi wymiana. Jeśli wiosna to nie już, bo może to już? Temperatura taka wiosenna, nastrój też prymulkowy u MajLo. Z resztą u jeżyka różowego również, zdaje się, że to nawet on zaczął zabawę w złap mnie, znajdź mnie, wytargaj mnie z krzaczka. 
Dosłownie chwila drzemki i powtórka, z dekoracją, stylizacją na trawożercę. W sąsiedztwie Jaremczyna kilka gatunków zwierząt walczy o dominację w liczebności: koty ,sroki, kwiczoły, bogatki, trznadle oraz krety. 
W drogę sobie nie wchodzą, chociaż sroki bywają niegrzeczne i przeganiają mniejszych z karmników albo wyjadają kotom z misek. Pospolitość srok nie odbiera im urody, zwłaszcza w promieniach słońca, mienią się przepięknie i z klasą. Sroczka złodziejka świecidełek a sama taka jak klejnot. 
Kwiczoły objadały się jabłkami, to ich robota, wydziobane do połowy owoce, póki jest taki wybór, to idą na łatwiznę.  Kot bez oka niejedną jesień już przeżył i wiele widział, chociaż mu trudniej. Nabiera mocy na zimę, możliwe, że będzie sroga.

W Nowym Jorku śnieżyca, u nas zielono, w mieście bratki sadzą, to dlatego, że są wybory, ma być kolorowo, pozytywnie, z nadzieją... Wybory powinny odbywać się wiosną albo lepiej, latem, zamiast obietnic karnety na basen ;)
Brukselka kiedy indziej.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Modraszka, Poeta wiatr i Malarz słońce




Rutyna bywa zgubna i bywa zgubne oczekiwanie na oczywistość. 
Taki śpiew, taki brzuszek, obie ręce, że to Bogatka, na główkę nie zerknąwszy…. Łatwo, oj łatwo sikory pomylić, jak się pokorę traci i czujność, jak się zaufa temu, co się widzi najczęściej. 
Zatem to była Modraszka, dzięki Damian za korektę :) Modraszka, czyli Sikora modra. Ptaszyna osiadła, w Polsce dość liczna, mieszkanka dziupli i budek lęgowych. Dziuple zdobywa na rynku wtórnym, bo sama nie jest zdolna dziuplę wydziobać.   
Modraszka jest nieco mniejsza od Bogatki i nie ma czarnego czepeczka na głowie, obie za to uwielbiają słonecznik.  Sikora modra lubi świetliste lasy, parki, sady, dęby, doliny rzek. Unika lasów iglastych i lasów mrocznych.   
Zapewne nie stroni od Stromca, bo tam las jasny, bukowy, dębowy, mieszany, idealny dla Modraszki. Grünauer Spitz-Berg, raz już zdobyty, szykujemy się na wejście zimowe, na białej stopie :) 551 m n.p.m. to wspaniałe tło dla Jaremki. 
Równie dobrze komponuje się z rowerzystą oraz czaszami spadochronów na sucho. Nie tak łatwo jest nakłonić skrzydło do lotu, linki nośne, linki sterujące, nie to nie spadochron, to paralotnia, coś jak Bogatka i Modraszka… łatwo się pomylić, jeśli zaufa się pierwszemu skojarzeniu.  Z boku stojąc, z daleka obserwując… taka troszkę poezja, ruch, przestrzeń, kompozycja… poetą jest wiatr, słowami są skrzydła, człowiek stara się to okiełznać, zinterpretować, stara się, chce, próbuje… Poeta i tak jego na wierzchu. 
Poeta wiatr i Malarz słońce podarowali nam piękne popołudnie. To już oby jednak koniec tych pięknych, ciepłych i jesiennie złotych dni, zima albo chociaż śnieg, to tak wiele, żeby chcieć ? Poeto przywiej nam tych chmur z północy, tych stalowych, Malarz będzie miał sposobność popracować z bielą…