środa, 29 października 2014

TRZmielina, TRZnadel, TRZeba popływać, póki zima nie TRZyma



To prawda, że noce są zimne, że rano szron i szyby skrobać trzeba, faktem jest, że zima idzie mroźna. 
Sarny żerują nawet w południe, zwykle o tej porze ani widu ani słychu, tej jesieni natura każe im gromadzić tłuszcz, siłę i energię. 
Byle nie z Trzmieliny pospolitej, która nie jest trująca ale dla ptaków. Owocuje pięknie, dekoracyjnie i awangardowo, niepospolicie, chociaż to taka pospoliciucha. Różowo-pomarańczowe niedobre owoce – osłabienie, biegunka, wymioty, dreszcze, arytmia, paraliż, śmierć. Lepiej nie próbować. 
MajLo korzystała ze słońca, chociaż temperatura nie sprzyjała bikini… nieistotny szczegół. Patyk rzucony do strumyka to rzucona rękawica. Z tarczą Jaremka z tarczą i aportem w zębach, no chyba, że aport zatonął, bo był spróchniały. To się przecież czasem zdarza, że chociaż drewno to jednak tonie. 

Wyjątki pod patronatem natury, która zasad podręcznikowych nie czytała, ma swoje. 
Na deser słoneczny Trznadel żółtobrzuch, skomponował się z Wierzbą, ptak częściowo wędrowny a częściowo osiadły. 
Taki jest piękny, elegancki, karmnik z ziarnem mu się zimą przyda. Jemu i innym zimującym ptaszynom. 

czwartek, 23 października 2014

Wyskokowe pożegnanie lata w Jaremczynie

  Niedzielna sielanka ogródkowa, druga połowa października i Nasturcje wciąż w pełni kwitnienia. 
Im wystarczy tylko, że słońce zaświeci i wypuszczają kolejne pąki. Z jednego nasionka z metr kwadratowy dywanu w odcieniach żółtych i pomarańczowych. Wydajność godna przodownika pracy. I jeszcze nowe, wciąż nowsze stanowiska pracy dla pszczół, trzmieli i innych zbieraczy pyłków. 
Fabryka huczy pełną parą, ktoś się może tego miodu naje kiedyś. Życzymy smacznego, wielokwiatowego, trochę jaremczyńskiego. Niedzielne łuskanie fasoli nie doczekało się traktatu, jeszcze nie czas na bilans :)   
Nie było też eposu ani haiku, ledwo kilka przelotnych metafor i rymów, z resztą Lipnych ;) Pojawiła się za to zapomniana atrakcja, skoki do warzywnika, wreszcie dozwolone. 
Bezkarnie można udawać latającego Corgoeinga- Corgbasa, podobno biali nie potrafią skakać, pręgusom to wychodzi.  Chociaż Gobio, blisko biały, Bogusiek i Gabra, więcej białe, niż mniej… 
skaczą lepiej, dalej, wyżej. 
Czy człowiek też by tak potrafił, z pozycji psiej, tak się wybić i oderwać się od trawnika? Chyba największe szanse miałby ten, który wszystkie kończyny równej długości ma? Ktoś go zna? Pszczoły nie miały czasu na pierdoły, mozoły zajmują pszczoły, kolejki do pyłku, resztę mają w …..  . Według przysłowia odwilży zbyt dużo tej zimy nie będzie: Ile razy przed nowiem w październiku śnieg spadnie, tyle razy wśród zimy odwilży przypadnie.


środa, 22 października 2014

Park w Bukowcu z przewodnikiem Agulą i przewodnikiem Mańkiem




Dzisiaj jesień pokazała swoją zachmurzoność, powiało chłodem, w górach spadł śnieg a za oknem deszcz, mżawka, deszcz, wiatr, brrrrrr. 
Jeszcze w sobotę była taka uprzejmie pogodna, ciepła, pachnąca i słoneczna. Złota od bukowych liści w Bukowcu. Park przy pałacu w Bukowcu obejmuje obszar 120 hektarów. 
Powstał na przełomie XIX i XX w. z inicjatywy hrabiego Fryderyka Wilhelma III von Reden, wzorowany był na parkach angielskich, które miały łudząco naśladować dziką naturę. 
Na terenie parku znajdują się herbaciarnia, wieża, amfiteatr i dom ogrodnika oraz setki drzew, liczne stawy, zalesione pagórki, rozległe łąki, kilometry alejek i mnóstwo miejsc na odpoczynek wśród zieleni. Stawy są zamieszkane przez Krzyżówki, Perkozy, Łyski, Łabędzie i wiele innych ptaków, oraz ważki. 
Na pewno odwiedzają go też dziki i sarny. Park otoczony jest lasem, przecina go ulica. Oprócz dzikich mieszkańców na terenie parku wypasane jest bydło, ile jeszcze atrakcji skrywa ten teren nie wiemy ale się dowiemy. 
W parku trwają intensywne prace konserwatorskie, przywracana jest dawna geografia ścieżek, zinwentaryzowano starodrzew, stawy zostały oczyszczone. Obecnie remontowany jest budynek przypominający klasztor. Największe wrażenie robią tu dęby, te samotne, rozłożyste o muskularnych konarach. Jeszcze nie ubrały się w jesień, zimą zapewne wyglądają niesamowicie. Zwłaszcza ten jeden, który sąsiaduje z Kręgiem Druidów… To była nasza pierwsza wizyta w parku w Bukowcu, pierwsza i bardzo udana, w towarzystwie rozgadanego Kajetana i jego rodziców. MajLo pilnowała najmniejszego członka stada jak oka w głowie, reszta była mniej ważna. 
Park jest przyjazny psom, dzięki temu, że jest ogromny, to czasem zapomina się, że to park. Do złudzenia przypomina naturalny teren pogórza, nawet ambony myśliwskie w nim są. 
Park był miejscem spacerów hrabiny Juliany Fryderyki von Reden – żony Fryderyka Wilhelma III, tej, która sprowadziła do Mysłakowic Tyrolczyków a  do Karpacza drewniany kościółek Wang. Dla niej zbudowana została herbaciarnia, obecnie biblioteka i galeria, przed którą wciąż można napić się herbaty. Chętnie będziemy tu wracać. Na łowy bezkrwawe przy stawach :) Jak tylko powróci słoneczna pogoda.

czwartek, 16 października 2014

Październikowe lato na górnośląskiej plaży. Kto da wiarę ?




Różne są odcienie radości a z niektórymi to sama radość. W obozie wilczarzowym atmosfera piknikowa, mimo, że to sama konkurencja i nawet gniazdobójcza walka w programie ringu. 
Jaremka z Gabrą musiały się zaklatkować, bo w pobliżu grasowała horda wściekłych wojowników Ciu ŁaŁa, która sama sobie zagrażała najbardziej. 
Wszyscy się pięknie zaprezentowali, Marysia się naganiała ze sto okrążeń, tego dnia powinna dostać tytuł Najlepszego Cyrkla Wystawy. 
Aaaaaa poteeem, pooootem było lato, w połowie października, krótki rękaw, na boso a nawet i w wodzie. Jezioro Czechowice, zwane Bagrami, to zalane wyrobisko. Woda czysta, wędkarze, wpław pływający i stada zachwyconych plażą psów. 
MajLo najchętniej by z wody nie wychodziła, poza jednym jedynym wyjątkiem, kiedy z wody uciekała. Ten wyjątek to Mesasunia, pies amfibia, kiedy ona się woduje, to lepiej się zdystansować. Czy krótkonożni szybciej mają ubaw po pachy? Nasz chrześniaczek i wychowanek Quilan, ach jaki z niego piękny szczeniak tfu tfu, wodę traktuje zimno, jeszcze. Gabra została wrzucona na głęboką wodę i pływała stacjonarnie, Jaremka ratowała piłeczkę, która uparcie wpadała do akwenu. 
Naniulek pilnował Marysi, makaronu i piasku na posłaniu. Wszyscy pozawierali nowe znajomości. Były pływające jamniki, wyżły, seter, buldog, basset, spaniele, prawdziwe zapsienie. Radość, gonitwy, zabawa, ciekawość, większość miała pokojowe zamiary. 
Nikt nam nie uwierzy ale basset i buldog angielski potrafią biegać !To nie była zbiorowa halucynacja. Przyjazną atmosferę próbowały zepsuć panie staffikowe, Majlo oberwała za nic, potem dostało się bassecince… oczywiście według czerwonych warzyw to nic się przecież nie stało. 
Do „przepraszam” zabrakło pewnie krwi. Plaża pustoszała, zaczynały się konkurencje finałowe… jakby nie było, to jednak przyjechaliśmy na Wystawę Psów Rasowych Oddziału Zabrze, Pąpiru wysuszyła stopy. 
Messiaenia rękami i portfelem Marysi zakupiła piękną obrożę, Gabra też niby weszła w posiadanie nowej smyczy ale ptaszki ćwierkają, że smycz niewygodna i poszła w inne ręce. Jak dobrze jest tworzyć stado, w którym każdy i nikt nie jest najważniejszy. Podróżowanie z 3 wilczarzykami: Mesajanką, Nandulem i Quilanem oraz Gabrą malusią i Jaremką, wszyscy w jednym tyle auta… to wspaniała przygoda, nigdy nie wiadomo, w którą część ciała wilczarz wciśnie swoje trzy ciężkie grosze. Frajda. Pozdrawiamy Iskierki i Jasminki.