wtorek, 15 grudnia 2015

Na Sępią Górę się wypogodzić



Na smutki, na zgryzki, na myślunki polecamy pieskie szwunki ;) 
na terenie gminy Mirsk, gdzie ławki podpisane a pod świerkami aluminium. Dzień koniecznie trzeba wybrać wietrzny i deszczowy, koniecznie taki, że na ścieżkach pustki, bo się ma Izererki tyyylko dla siebie. 
Ważne jest też towarzystwo, Zwariowatki bliźniaczki Pliszka i Pietruszka Często Zmory plus Pąpiru. Siostry Chaos w domu, w zagrodzie, w lesie… która zwariowańsza, nie wie nawet sama ona. 
 
Wciąż jakoś smutno na Rozdrożu Izerskim, zniknęło piękne schronisko, Ludwigsbaude, Leśna Chata, już drugi rok nie zachwyca… konie zniknęły, ludzie też, pusteczki zrównane z ziemią. 
Siostry Chaos, czasu nie ma na przystanki, pognały niebieskim szlakiem przez las, przed siebie i na boki. 
Ciotka wredotka pognała też, a gdzie szyszka i, gdzie patyk tam naszczekać koniecznie i głośno. 
We trójkę przeszczekały nawet wiatr. 
Padało, hulało, futerka przemoczone, biszkopciki, smakołyki, droga na Sępią Górę nas nie zasępiła. 12 łap nie ustawało ani na chwilkę a chmury raz zasłaniały, raz odsłaniały Wysoki Grzbiet i Grzbiet Kamienicki. 
Taka jesienna zmienność, przyjemność i latające kiście szyszek. Udał się nam spacer, udał bardzo, zmoknąć i wyschnąć, nie zmarznąć, pooddychać, poleśnieć i pogórzyć wśród przyjaciół, wśród szalonych i beztroskich. 
 
Smutki, zgryzki, myslunki utopione w Strudze, Płoce, popłynęły z Kwisą do Bobru, z Bobrem do Odry, z Odrą do Bałtyku… Zanim tam dopłynęły, to w Izerach zaczął padać śnieg. Padał nam na pożegnanie :)






wtorek, 8 grudnia 2015

Przełaje kaczawskie Lu, Mikołaj święty lub nie, słoneczka nam dał i radości.

Zwykle we wsi Lu wesoły spacerowy tłum. 

 
Młodzież i Starzeż wspólnie pognała w grudniowe pola, lasy. Bernardowe tereny. Najstarsi szaleli jak oszalali, Bodek wpadł w poorany galop i wyciągnął resztę. 
Kto zwinny nadążał a kto Jaremka, ten nie bardzo ale ambitnie starał się nie wypaść na ostrych bruzdowych zakrętach. Polne smakowitości i wszyscy skupieni na jednym, co to było? Co to było, to już tego nie ma, tajemnica sfory.   
Po kaczawsku wędrowaliśmy, na przełaj, gdzie nosy pociągną, omijając śniadające sarny, które nie kwapiły się do zmyknięć. Potem weszliśmy w klimaty skandynawskie, podmokłe, barwne i śliskie.   
Gabra uczyła córki, za którym tropem najwarciej, Pliszka i Pietruszka pilnie znikały zawąchane na amen. Trąbka przypominała, że pora na biszkopcik i w dalszą drogę. Kąpiele w niedzielę i błota po łopatki, MajLo zachłannie gromadziła na sobie ile las i błotniste kałuże dały. 
Wiosenny grudzień, śniegu ni widu, ni w prognozach. Psiejstwu jakoś z tego powodu nie smutno, bierze, co dają. Słonecznie, pachnąco, świetliście. 

Mikołajkowy spacer na przełaj. Barbara, Boguś, Gabra, Jaremka, Pietruszka i Pliszka. Na tarninach owoce, z owoców kompot. Pyszna to była niedziela.


niedziela, 1 listopada 2015

Szaleju się opiło towarzystwo, szaleju z Kamiennej, karkonoskiego.

Wracamy po krótkiej przerwie lenistwa, zajęć wakacyjnych, zajęć innych i innych inności, które zabrały czas na amen. 

W naszym świecie sporo nowości, nowi członkowie stada, jedna ogromna strata… Jaremka gdzieś tam w świecie doczekała się kolejnych wnucząt a tuż pod nosem wychowywała małe foksie dzieci, 
jako weekendowa ciotka wredotka, uczyła je miasta i ignorowania jej warczenia. Odebrała też pewnego czeskiego młodzieńca, który nigdy nie był mały. Ten zapewne zadebiutuje i na blogu. 
Wczoraj na przykład kibicowała Quilanowi i Gabrze na Międzynarodowej Wystawie Psów w Pradze, w nagrodę za wszystkich cierpliwość była kąpiel w Kamiennej. 
Szeroki i wąski świat poznawała z nami PLISZKA Często Zmory, córka Gabruszki, najukochańsze na świecie szczenię tego dnia ;) Jak widać stado nasze wesołe jest i lubi wspólne zabawy, Pliszka od wczoraj zwana Pekari oszalała w Karkonoszach, zapewne ze szczęścia. 
Każdy czuje się szczęśliwy w takim towarzystwie a woda Kamiennej to uczucie wzmaga  :).  Pozdrawiamy Gosię i Korę a Magdzie i Marysi dziękujemy, wiadomo za co! Marysi to chyba bardziej, że przeżyliśmy wszyscy ;) Zdaje się, że i czas można znaleźć, mimo, że niektórzy są pewni, że czasu nie ma. Jeśli jednak jest to potrafi się zatrzymać nad Kamienną. PS Gabra Pliszki nie zjadła :)

    

sobota, 8 sierpnia 2015

Od Okraju do Okraju




Z Okraju na Okraj ale nie trzy kroki i nazad, kroków tysiączki solidne i każdy karkonoski. 
Grupowa w duchocie przygoda z Pąpiru, Basią i Bogusiem. Początek asfaltowy, pierwsze letnie nasze podejście i zaskoczenie, bo zimą asfalt się chował. 
Potem już rozkosznie kamieniście, piaszczyście, sucho jak pieprz i ani grama strumyka do samej Jelenki. Jelenka uraczyła nas chłodnym trawnikiem, zdobyta gładko, niemal gładko, bo pod koniec psie nosy w każde puste korytko strumieniowe ze smutkiem zaglądały.  
Tego lata wyschło wszędzie. Basia gnała do przodu, Jaremka trzymała się nóg a Boguś marudził jak to Boguś. Taką przyjął taktykę.  
Kowarski Grzbiet za nami, do zdobycia Czarny, wyłącznie pod górę, schodkami z kamieni, na dodatek w stojącym powietrzu. To za co kocha się góry, jeśli się je kocha, że bywają niemiłosierne a mimo to piękne. Basia nie ustawała w poszukiwaniach wody, odniosła kilka sukcesów zdobywając ogólną wdzięczność.    
Cierpliwie podchodząc Głównym Grzbietem Karkonoszy, trawersując jedyną tutejszą 
Królową Śnieżkę jakimś jednak radosnym zapałem dotarliśmy do Domu Śląskiego na Przełęczy pod Śnieżką, toaleta za 2 zł a woda dla psów za darmo, wspaniała gościnność i niezły interes i niech się kręci, bo to dobre miejsce i przyjazne czworonogom.  
W ten sposób wycieczka znalazła się bardzo daleko od Okraju a tam nam wracać mus było. Kotłem Łomniczki, pod nosem talerzy Śnieżki, ostro w dół z najwspanialszą przerwą pod mostkiem. Smak Łomniczki, jej chłód i wytchnienie jakie nam dała… 
Jedyna taka w całym Kotle :) 
Żółtym szlakiem od mrocznego w naszej pamięci schroniska Pod Łomniczką, w dół, bo wycieczka ekstremalna na każdym odcinku, do Wilczej Poręby a potem lekko w górę, bardziej w górę, ostro w górę przez Budniki z przerwą w gospodzie w ruinie a na koniec Tabaczana Ścieżka, 
droga przemytników, co nie zna litości. Basia niezłomna, Jaremka jako tako ale ledwo, Boguś jednak z tyłu. 
Prawdziwy facet, żadnej nie pozwoli czuć się najgorszą w stawce ;) 20 kilometrów za nami, 1200 m pod górę i tyle samo w dół. 
Dla pocieszenia  Górówka boruta na Starcu Fuchsa, masowo zwłaszcza w Wilczej Porębie. Następnego dnia nikt nie był kulawy.
 Sezon letni karkonoski rozpoczęty, bo wszystkim się do gór tęskniło okrutnie, co nasze to nasze ale w Karkonosze latem to mimo pięknych wrażeń nam mniej po drodze. 
Tłumy turystów, pełno śmieci i narzekań wpadających do uszu, trzeba nam szukać mniej popularnych szlaków i jesieni, która kolorami zachwyca i ostrością panoram. Lato niech należy do tych, co z daleka na wypoczynek i urlopowe zdobywanie szczytów.