Taki dzień zdarza się raz na cztery l
ata, pierwszy 29 luty Jaremki. Dodatkowy dzień na spacer. Siąpiło, mżyło, parowało, wiosna wychodzi z ziemi, zapuściła już korzonki
 i chyba nie 
odpuści. Rozśpiewane leśne ptaszyny bawią się w berka a sarny lekko oszołomione 
zapominają, że czasem trzeba się schować w krzaki :) Resztki zimy cieszą tym bardziej, że są resztkami, przynajmniej tu u nas w kotlince. Śniegu już jak na lekarstwo i to bardzo rzadko 
stosowane. S
mutno nam, że biała pani Huhuha tak krótko u nas gościła, spogląda jeszcze z gór, tam posiedzi pewnie do maja. No to 
skoro ona nas nie, to my ją pójdziemy odwiedzić... Ty
mczasem korzystając z wysokiej temperatury można się w leśnej kałuży odświeżyć, tak dla zdrowia... oczywiście :) A, że dziś Dzień Chorób Rzadkich, taka kąpiel ma podwójne znaczenie ! Następny 29 luty będzie w poniedziałek, ciekawe jaka będzie wtedy pogoda.
 
 
 
 
 
Piękny Lou Louis Louigi, chłopak z
 Płoszczynki i jego electro przyjaciel i przyjaciel human w postaci bardzo fotogenicznej dłoni ...jemu to dobrze... Lou Lee Laa lulaj na ciepłej chmurce na
 prąd.  A my tu już ścieżki szykuj
emy i atrakcje i w ogóle już się pakuj. Na Cie
bie tu czekają: gorące dziewczyny, ścieżki wesołe, całuski, przytulania, och i ach, pogoda zamówiona, Wituś, wieś, kolana, pod pachę też się zmieścisz, kto by się Tobą nie zachwycił, ojej jaki piękny, to pies? nie zimno Skarbkowi? jakie cudo! ... tak tak, to nasz kumpel, w szaleństwie mistrz, Jaremka, Barbarka i Boguś już się doczekać nie mogą! Lougi wbijaj na wspólny spacer :)
 
 
 
 
 


O dziesiątej wpadła do domu wesoła lubiechowska banda. Bogo zamordował gumowego koguta, Basiek olała tradycyjnie a ludzie raczyli się kawą. Zamieszanie, pako
wanie, będzie spacer. 
Raz dwa tup tup przez miasto na autobus, linia miejska nr 5, mała awantura na wejściu, kto miał pierwszeństwo, nie wiadomo :) Ruszyliśmy do Siedlęcina. Wieś to stara, założona w XIII albo XIV wieku, położona malowniczo między Jeziorem Modrym a Jeziorem Wrzeszczyńskim, wzdłuż Bobru. Zamieszkał tu w XIV wieku niezwykły zabytek, Wieża 
Rycerska z unikatową polichromią przedstawiającą legendę o 
Lancelocie. Do jej powstania przyczynił się książę jaworski Henryk I. Warto tam zajrzeć, pod warunkiem, że nie jest się psem :) Z Siedlęcina ruszyliśmy żwawo w stronę Wrzeszczyna, prawym brzegiem rzeki Bóbr a w zasadzie Jeziora Wrzeszczyńskiego, ścieżkami Parku Krajobrazowego Doliny 
Bobru. To niewątpliwie królestwo ptaków, łabędzie, kaczki, zimorodek i czapla, te gatunki udało nam się dzisiaj zobaczyć a usłyszeć jeszcze więcej. Gw
iazdą spaceru była Barbara, która nie zatrzymała się ani na chwilkę. Wyraźnie cieszyło ją poznawanie nowego kawałka świata. Boguś zabłysnął niespodziewaną kąpielą w Bobrze, czym otworzył sezon kąpielowy i przypieczętował wiosnę. Jarem
ka starała się rozdwoić i gonić zarówno za Basiulą i Boguśkiem, z marnym skutkiem, bo się nie da! Wybrała towarzystwo koleżanki, która ma podobny sposób cieszenia się ży
ciem i tak samo jest chodzącą euforią na widok świata. Potem był Wrzeszczyn i bardzo głośna zapora wodna z elektrownią.Wrzeszczyn to wieś, która wyjątkowo często zmieniała nazwę:1305 Urlici villa,1386 Ulrichsdorff, Vlrichsdorff,1726 Bibel Ullersdorf, Bober Ullersdorf, 1816 
Ullersdorf-Bober, 1825 Boberrullersdorf,1
945 Wrzeszczyn. Tutaj kończy się Jezioro Wrzeszczyńskie, jezioro zaporowe na rzecze Bóbr. Najmłodszy zbiornik energetyczny na Bobrze, zbiornik wyrównawczy dla Jeziora Pilchowickiego, 
długość 3 km, szerokość do 200 m. Raj wędkarski i malownicze miejsce na krótkie spacery nad wodą. Za zaporą weszliśmy wesoło 
na żółty szlak, który prowadzi łagodnie rozświetlonym słońcem lasem, wzdłuż rzeki chwilami, do Pokrzywnika. Maleńką wioskę zapowiadają ogromne pola i piękne łąki z widokami na Góry Kaczawskie, Wzniesienia Płakownickie i w oddali Karkonosze i Izery. Wszystko stąd 
widać, widać to wsz
ystko pięknie, aż się uśmiech pojawia spontanicznie i jeszcze bardziej chce się żyć. Pokrzywnik, na krańcu świata z dala od głównych dróg i szlaków. Pokrzywnik, datowany na XIV wiek, około 20 domów, z których większość ma ponad 100 lat, najstarszy z 1774 roku. Weszliśmy na
 teren powiatu lwóweckiego. Pokrzywnik nas zachwycił, klimat, położenie, cisza, spokój, pozazdrościć tej jednej krowi
e, która spokojnie się pasła na wzgórzu w oddali. Stąd już tylko jeden krok do zapory pilchowickiej, celu naszej wycieczki. Przystań 
Wodniacka i z
awsze uśmiechnięta Dorot
a. Znów na świat przyszły tu przepiękne jamniki, dojrzewają  w miłości mądrej i ogromnej, więcej na stronie . Dorota prowadzi też hotel dla psów, warto go polecić, bo psy m
ają tu jak w raju! Ludzie z resztą też. Pływanie, kajaki, słońce i doskonała atmosfera. Baśka z Jaremką sprawdziły warunki hotelowe i były zadowolone. Kawa, herbata, miła
 rozmowa przy piecu w kuchni i z dzikiem w płynie z żalem trzeba było ruszać dalej, na przystanek kolej
owy. Szynobus zabrał nas do Jeleniej Góry. W przepisowych kagańcach, Bogusiowi się upiekło, bo jego kaganiec został gdzieś na szlaku. To była piękna wycieczka z przyjaciółmi, słońcem i zwyczajną ale zachwycającą przyrodą Parku Krajobrazowego Doliny Bobru. Dziękujemy za towarzystwo! Czekamy na kolejną wycieczkę, następne wspólne kilkanaście kilometrów. 
 
 
 
 
 
Dawno temu w poszukiwaniu złota przywędrowali z dalekich krajów  frankońskich w Karkonosze i Góry Izerskie Walończycy. Odkryli oni  licznie występujące tu szlachetne i półszlachetne ka
mienie. Przykład z  nich wzięli inni. Niektórzy z tego zbieractwa kolorowych kamyków  dorobili się niemałej fortuny, w pałacach mieszkali i bogate życie  wiedli. Mieszkańcy podgórskich siół i osad nazywali się kamiennikami,  lub kamieńczykami i sami też zaczęli próbować szczęścia. Żył w owym czasie w Szklarskiej Porębie pewien człowiek o imieniu Bronisz. Pracował ciężko jako drwal na  utrzymanie matki i siebie. Od wiosny do pierw
szych 
śniegów wycinał w  pocie czoła drzewa w lesie, a że żyli oszczędnie, biedy z matką nie  odczuwali, lecz i dobrobytu też nie znali. Któregoś dnia matka Bronisza  się rozchorowała. Syn zmuszony był do pozostania w domu i opieki nad  nią. Czynił to z miłością i bardzo troskliwie, gdy jednak b
ieda wcisnęła  się po pewnym czasie do ich chaty i nie było już co do garnka włożyć,  postanowił udać się w góry i szukać szlachetnych kamieni, które bogaci  ludzie chętnie kupowali. Zabrał kilka kromek chleba, gomółkę sera,  kilof, 
łopatę i powędrował przed świtaniem w Karkonosze. Ze wzrokiem  utkwionym w ziemię szedł przez lasy, łąki i górskie bezdroża. Chodził  korytami bystrych potoków, oglądając ich wypłukane brzegi, przeszukiwał  szczeliny skalne i każde obsunięcie kamiennych zboczy. Dotarł w ten  sposób aż do
 Łabskiego Szczytu, a potem jego południowym stokiem na  prawie pł aską łąkę, gdzie wytryskiwało źródło rzeki Łaby. Tu zaczął  kopać w ziemi. Nie wiedział, 
że przyglądają mu się rusałki wodne z  Łabskiego Źródła, płukające tam piasek źródlany. Było ich osiem, lecz  żadna nie wiedziała, ani też nie domyślała się czego szuka ten młody  człowiek. Z przyjemnością patrzyły na jego jasne włosy, opaloną słońcem  twarz i na muskularną, zgrabną postać. Skryły się potem w wodzie i tylko  jedna z nich, zwana przez siost
ry Łabudką, pozostała nad brzegiem nie  mogąc oderwać oczu od Bronisza. Poczuła iż serce jej bije raźniej na  jego widok oraz, że budzi się w 
niej nieznane dotychczas uczucie. Gdy  przestał pracować i zaczął zbierać swe narzędzia wówczas ogarnął ją lęk,  że nie zobaczy go już więcej.- 
Zostań ze mną - odezwała się nieśmiało - czuję, że gdy odejdziesz i nie zobaczę cię już więcej, serce me pęknie z bólu. Zwiędnę tak jak kwiaty górskie każdej jesieni.Podeszła bliżej, zarzuciła mu swe drobne, zgrabne ręce na szyję,  całym ciałem przytuliła się do niego, a usta przycisnęła do jego warg.  Młody drwal objął rusałkę mocnymi 
ramionami, ucałował, a potem wyjaśnił  jej cel swego pobytu w tym miejscu i poszukiwań. Powiedział również, że  nie może pozostać 
z nią przy Łabskim Źródle, bo po to został  kamieńczykiem, by uzyskać pieniądze na leczenie swej matki. Obiecał  jednak, że wkrótce wróci, by zostać z nią na zaw
sze, gdy matka będzie  już zdrowa i gdy zapewni jej spokojne i dostatnie życie aż do śmierci.  Łabudka oddała mu wtedy cały swój skarb, 
składający się ze ślicznych  kamieni szlachetnych, który miała ukryty pośród traw i krzak
ów kosówki, a  potem całą noc rozmawiali o wspólnej przyszłości leżąc na pachnącej,  miękkiej i chłodnej górskiej trawie. Następnego dnia Bronisz udał się do  domu, obiecując swej ukochanej powrócić. Podał nawet dokładny termin,  od którego będą już razem.Zakochana rusałka z niecierpliwością liczyła dni dzielące ją od  spotkania z ukochanym. Potem liczyła już go
dziny, a w ostatnią noc przed  określonym t
erminem nie mogła usnąć: Rozczarowała się jednak. Jej  ukochany nie przybył.Zawiedziona i oszukana przestała biegać po Łabskiej Łące. Nie bawiła się już beztrosko ze swymi siostrami. Chodziła zasmucona, rozmyślała o  swym kamieńczyku, 
czasami cichutko łkając.Któregoś dnia nie mogąc już dłużej znieść trapiącej ją tęsknoty, postanowiła 
zejść po północnym stoku Karkonoszy w dolinę nad Kamienną,  gdzie spodziewała się odnaleźć Bronisza i gdzie chciała pozostać z ‘nim  na zawsze, skoro on przyjść do niej nie może. Siostry jej wpadły w rozpacz. Tłumaczyły, że rusałkom nie wolno schodzić poniżej terenu  porośniętego iglastą kosówką, gdyż straci wtedy prawo powrotu do  rodzinnego źródła i stanie się zwykłą, podatną na choroby, bóle i śmierć  
kobietą. Nic nie pomogło. Łabu
dka niezłomnie pozostawała przy swoim  zamiarze. Pożegnała siostry i rodzinne źródło Łaby i udała się w stronę Szrenicy wąską, górską ścieżką, gdyż nią oddalił się jej ukochany. Szła ku północy, przez Halę Szrenicką  pokrytą plamami ciemnozielonej kosówki i porośniętej rzadko 
karłowatymi  świerkami. Przed pierwszymi drzewami wysokopien
nego lasu stanęła i zaczęła oglądać wysokie, dostojnie spoglądające na nią potężne świerki.  Była zdumiona ich ogromem i nieznanymi kształtami. Na wspomnienie  prz
estrogi o wkroc zeni u pomiędzy te grube, pokryte mchami pnie mocniej  zabiła jej serce, lecz my
śl o Broniszu była silniejsza. Zrobiła krok,  potem następne i zaczęła biec ścieżką opadającą coraz 
bardziej stromo ku dolinie. Zatrzymała się dopiero nad kamiennym urwiskiem. Tu mu
siała  schodzić wolno i ostrożnie. Wyszukiwała występy opierając 
o nie stopy i  pomagając sobie rękoma. Wciskała się w wąskie szczeliny, lub łapała  ostre krawędzie granitowych głazów. Schodzenie po stromej ścianie trwało  dość długo, ale w pewnym momencie serce zabiło jej jakoś dziwnie mocno i  jakiś wewnętrzny głos nakazał spojrzeć 
w dół. To co dostrzegła zaparło  jej dech w piersiach. Pod skalną ścianą urwiska leżały zwłoki ukochanego  kamieńczyka. Leżały nieruchomo na kamiennych głazach, które odpadły od  stoku w dół. Dostrzegła jego bladą, pokrwawioną twarz i szeroko rozwarte  oczy patrzące. w błękit nieba. Pojęła wtedy, że szedł do niej i spadł  ze ściany wspinając się ku górze. Poczuła nagły, wzmagający się silny 
 ból w piersi. Odruchowo położyła dłoń na bolącym miejscu. To nieopatrzne  oderwanie palców od skały, której dotychczas się przytrzymywała, spowodowało, że zachwiała się, straciła równowagę i spad
ła w dół. W  ostatniej sekundzie życia uświadomiła sobie, że 
będzie teraz na zawsze z  ukochanym.Już następnego dnia dotarła do Łabskiego Źródła wieść o śmierci  Łabudki i wtedy siedem zasmuconych tą wiadomością jej sióstr pobiegło na  Halę Szrenicką. Usiadły  powyżej granicy 
wysokopiennego lasu i szczerze zapłakały. Spadające łzy  utw
orzyły siedem małych źródełek, które połączyły swe wody w jeden  potok i potoczyły się w stronę, gdzie spoczywały zwłoki ich siostry i  jej ukochanego, a następnie ścieżką wiodącą w stronę Szklarskiej Poręby. W miejscu gdzie ona się kończyła skalnym urwiskiem powstał wodospad.Potok ten istnieje do dziś i do dziś opowiada szumem swych wód o  tragicznej miłości i śmierci dwojga zakochanych. Miejscowa ludność  nazwała go niegdyś Ciekoniem, ale potem gdy dotarła do nich wieść o  miłości Łabudki i Bronisza nadano mu nazwę Kamieńczyka. Rusałkom górskim  z Łabskiego Źródła wolno jest od tego czasu schodzić aż do tego  wodospadu i oglądać ciało Ła
budki niewidoczne dla przechodzących tu  ludzi, spoczywające w wodzie u stóp skalnego urwiska, przykryte  kamieniami i piaskiem naniesionym z gór. Wolno im to jednak czynić tylko  jeden raz w każdym stuleciu i tylko w dniu, gdy wielobarwna tęcza  jednym swym końcem zanurzy się w wodzie u stóp wodospadu. Wtedy to nawet  i ludzie mogą dostrzec siedem pięknych, delikatnych i wiotkich kobiet,  które kąpią się w spływającej kaskadami po skale wodzie.
/Legenda pochodzi z książki Urszuli i Aleksandra Wiącków “Legendy  Karkonoszy i Okolic”, wydanej w roku 1984 przez Wojewódzki Dom Kultury w  Jeleniej Górze.