O skok od Łużyc z bandą Lubiecha
Taka kolej rzeczy, że aby wysiąść 
z pociągu należy najpierw do niego wsiąść, i nie do byle jakiego, bo do Olszyny jeżdżą wyłącznie zupełnie inne :) Dwie pasażerki i trzy bagaże podręczne, czyli 
wg uroczej i sympatycznej p
ani kasjerki o
jeden bagaż za dużo! :) Pozdrawiamy panią, dla której uśmiech i uprzejmość są
t
ak naturalne jak miauczenie 
dla Jaremki. Honor kolejarza uratował pan konduktor, psy szanujący. Basia ma duszę podróżnika i pociąg do kolei, w zasadzie rodzi się podejrzenie, że gdzieś tam w świecie, któ
ry ją wyrzucił zostawiła kasownik biletów i dzwonek oraz granatowy mundur. Boguś okazał się koneserem 
widoków. Izerskich i myśliwskich :) Dojechaliśmy. Nastroje wesołe, pogoda znakomita, sadek olszyński przebiegnięty. Do wieczora szmat czasu, co 
robić, co robić ? Zwiedzać ! Lubiechowska banda z Pąpiru na czele i my i gospodarz Laurentus poszliśmy nad wodę, lokalne mol
o i Lacuina i szał! Jaremka w wodzie, Boguś za chwilkę też, tylko Basiula 
zajęła się obwąchiwaniem plaży. Potem była gonitwa i zwiedzanie lasu z wariatem za 
plecami, o co chodzi, no trudno wyjaśnić :) Psy były spokojne, jak to wyjaśnić ? Potem był grill, smaczne kiełbaski, długie rozmowy i noc. Cicha, spokojna i głęboko śpiąca. Tyle wrażeń, Jaremka nie miała siły na awantury.  Niedziela zaczęła się gonitwą w sadzie i wesołą wrzawą zado
wolonych ogonków. I niech całą Olszyna wie, że rozszczekani goście wstali ! Ile sił w płucach, żeby dotarło na Łużyce tuż tuż, na wyciągnięcie łapek. Przyjemnie jest spędzić weekend w doborowym towarzystwie i gościnnym domu. Dziękujemy ! Wpraszamy się już dziś na przyszłość :)
 
 
 
          
      
 
  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję