Z Okraju na Okraj ale
nie trzy kroki i nazad, kroków tysiączki solidne i każdy karkonoski.
Grupowa w
duchocie przygoda z Pąpiru, Basią i Bogusiem. Początek asfaltowy, pierwsze
letnie nasze podejście i zaskoczenie, bo zimą asfalt się chował.
Potem już rozkosznie
kamieniście, piaszczyście, sucho jak pieprz i ani grama strumyka do samej
Jelenki. Jelenka uraczyła nas chłodnym trawnikiem, zdobyta gładko, niemal
gładko, bo pod koniec psie nosy w każde puste korytko strumieniowe ze smutkiem
zaglądały.
Tego lata wyschło wszędzie. Basia gnała do przodu, Jaremka trzymała
się nóg a Boguś marudził jak to Boguś. Taką przyjął taktykę.
Kowarski Grzbiet
za nami, do zdobycia Czarny, wyłącznie pod górę, schodkami z kamieni, na
dodatek w stojącym powietrzu. To za co kocha się góry, jeśli się je kocha, że
bywają niemiłosierne a mimo to piękne. Basia nie ustawała w poszukiwaniach
wody, odniosła kilka sukcesów zdobywając ogólną wdzięczność.
Cierpliwie podchodząc Głównym Grzbietem
Karkonoszy, trawersując jedyną tutejszą
Królową Śnieżkę jakimś jednak radosnym
zapałem dotarliśmy do Domu Śląskiego na Przełęczy pod Śnieżką, toaleta za 2 zł
a woda dla psów za darmo, wspaniała gościnność i niezły interes i niech się
kręci, bo to dobre miejsce i przyjazne czworonogom.
W ten sposób wycieczka
znalazła się bardzo daleko od Okraju a tam nam wracać mus było. Kotłem Łomniczki,
pod nosem talerzy Śnieżki, ostro w dół z najwspanialszą przerwą pod mostkiem. Smak
Łomniczki, jej chłód i wytchnienie jakie nam dała…
Żółtym szlakiem od mrocznego w naszej pamięci schroniska Pod Łomniczką, w dół,
bo wycieczka ekstremalna na każdym odcinku, do Wilczej Poręby a potem lekko w
górę, bardziej w górę, ostro w górę przez Budniki z przerwą w gospodzie w
ruinie a na koniec Tabaczana Ścieżka,
droga przemytników, co nie zna litości.
Basia niezłomna, Jaremka jako tako ale ledwo, Boguś jednak z tyłu.
Prawdziwy
facet, żadnej nie pozwoli czuć się najgorszą w stawce ;) 20 kilometrów za nami,
1200 m pod górę i tyle samo w dół.
Dla pocieszenia Górówka boruta na Starcu
Fuchsa, masowo zwłaszcza w Wilczej Porębie. Następnego dnia nikt
nie był kulawy.
dziewczyny, ale dałyście czadu. I to w taką pogodę. My z Korą dzielimy górskie przyjemności na kawałki. Na Skalnym stół poszliśmy via Sowia Dolina i Sowia przełęcz, a schodziłyśmy żółtym do Budnik a potem Tabaczaną do Karpacza. Uwaga na ten żółty: remontują ścieżkę tak ,że wstawiają drobne,ostre płytki z kamienia.
OdpowiedzUsuńUwaga też na inwazję dzikich os. Ja już 2 razy po ukąszeniach musiałam brać antyalergiczne leki( ręka i udo były jak 2 balony).
A przy 35 stopniach w cieniu, to można tylko pomarzyć o graniówkach
pozdr Gośka z Korą