czwartek, 27 czerwca 2013

Krajowa Wystawa Psów Rasowych w Jeleniej Górze


 Co tu, tu co napisać o niedzielnej wystawie krajowej w Jeleniej Górze? Było gorąco, było wesoło, było jak było. 

Zanim było tam to było jeszcze w golfinie, walka o życie, walczyła głównie Jaremka o przeżycie, przygnieciona szczenięciem Nando. Szczenięcie owo ważące ze trzy niemal razy więcej lgnęło do okna lewego, chociaż prawe było zupełnie bezludne i bezpsie. 
Szczenięcie Nando miał jednak swój irlandzki plan wilczarza i pchało się na kolana. Na szczęście Jaremka się spod szczenięcia wyłuskała i… przeżyła. Gabra szczęściara miała połacie siedzenia dla siebie. 
Po tych trudnych jakże chwilach MajLo pobiegła do Zulusa z opowieściami. Reszta w składzie Marysia, Magda, Gabra, Nando, klatka i sto butelek wody no i no i… ;) … rozbiliśmy obóz przy ringu nr 13. Kocz Koczkodany. I oto nadeszła chwila najważniejsza, Naniulek i Pąpiru w ringu, ta para, ach ta para, płynęła spychana nieodczuwalnym a jednak wiatrem na prawo, nikt się nawet nie domyślił, że konia ciągnęło do stajni ale jeździec nie pozwolił! 
I tak sobie wybiegali tytuł Najlepszego Szczenięcia. Nasz obóz zamienił się  wędrowny, w ramach walki z nudą odcinałyśmy złośliwie prąd i rozdawałyśmy czarne worki. No dobra niech już lecą te „Pieski małe dwa…” to naprawdę nie my! Jeszcze wtyczki na nasz widok z gniazdek nie wyskakują ;) Potem były finały, w finałach biegały dwa piękne cardigany, jeden stanął na podium. 
Gratulacje ! Słońce przypiekało i tym wszystkim, którzy marzyli tego dnia o deszczu mamy do powiedzenia jedno. Marzenia się spełniają, czasem nawet za bardzo. Kolejne trzy dni lało, stany rzek przekroczone, alarmy powodziowe… Natura Was wysłuchała. Tak, to był weekend pełen wrażeń. Dziękujemy a co złego to my i… nie obiecujemy poprawy :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Strzelnica w Dobrzejowie. Egzamin na myśliwego. Niezapomniany ;)




Bardzo szczęśliwa strzelnica w Dobrzejowie przyjęła nas w sobotę. 
Szczególnie szczęśliwa była strzelnica dla strzelających uczestników egzaminu na myśliwego PZŁ. Zaczęło się poważnie, potem było hucznie od wystrzałów, wesoło, bo wszyscy zdali a zakończyło się komicznie. 
MajLo dzielnie kibicowała, myśliwi obdarzyli ją zaufaniem i pozwolili obserwować wszystko z góry. Nie byłaby sobą, gdyby na samym początku nie wybrała się na rekonesans. Strzelnica przypadła jej do gustu, olbrzymi teren, zielono, spokojnie – do czasu. Zamieniła smycz na otok i wykazała się pasterskim posłuszeństwem. Nawet bez otoku i wśród wystrzałów pilnowała się oj się pilnowała. 
Strzelanie nie robi na niej wrażenia, przerobiła to na konkursach myśliwskich i w lesie z drużyną Pąpiru. Gdyby nie to, że regulamin zabrania, to by się pewnie skusiła na własną próbę na ścieżce… 
Wracając do szczęśliwej strzelnicy i programu to był rogacz w towarzystwie wesołego lisa, lis dla zmyłki, był zając, który trafiony wystawiał czerwoną chorągiewkę i były też lotki na linii, wyskakujące z ziemi. Pióra pryskały ostrą pomarańczą w powietrzu, to było najciekawsze a podobno to zając jest największy łobuz i trudny. 
Kiedy myśliwi pochowali broń, kiedy strzelnica ucichła Jaremka pozbyła się klatki i smyczy i rozpoczęła obwąchiwanie towarzystwa. Bardzo to miłe, że wiele osób zielonych uśmiechało się do niej i wybaczało oszczekiwanie. Pora świętowania, prezentów, wręczania nagród, oklasków i ogólnego zadowolenia z sukcesu. 
Nowi myśliwi pewnie już myślami byli w łowisku, od nas ciche gratulacje i szacunek. Najbardziej duma nas rozpierała na myśl o nowych Dianach, Magdzie- naszej Magdzie, Beacie i Kasi. Dziewczyny też potrafią strzelać! I to jak ! :) Jaremka zwiedzała łowisko pod stołem, a może spadnie jakaś kiełbaska, a może spadnie… 
Potem było jak było… Niezapomniana szczęśliwa strzelnica w Dobrzejowie, jedna pamięć tam została i nie wyjechała :) Mamy nową tradycję, ze strzelnicy nie wraca się bez siniaków! 
Niech Wam świeżo upieczeni myśliwi Bór Darzy, oko nie chybi i ręka nie zadrży. Oby Wam św. Eustachy ze św. Hubertem i św. Konsensusem oraz św. Sebastianem sprzyjali. Dziewanna, Radygost, Diana i Artemida i inni co się opiekują polującymi... też!

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Dni Legnicy w pierwszy dzień lata




Nasze pierwsze Dni Legnicy, piątek, pierwszy dzień lata. Upał plus świetne towarzystwo w jednym z legnickich parków. 

Park zjawiskowy, róże, fontanny, mili staruszkowie, na wałach konie a na trawie psy i Legniczanie. W programie prezentacja ras, pokazy zwinności i sztuczek, tor posłuszeństwa z agility, psy ratownicy, Maniek nad tunelem, Gabra w tunelu, 
Jaremka z Gabrą w pokazie aportu na terenie komarowego zagajnika… Wszystko na poziomie zabawy, bez stresu, każdy schodził z najwyższą oceną. Oklaski. 

Nowi znajomi, starzy kumple, impreza integracyjna :) I ach ten Maniek! Terier szkocki pszeniczny o temperamencie, którym mógłby obdzielić kilka psów. Rasa, dzięki której wynaleziono prozac  :) bohater z etykiety wódki pędzonej na myszach. 
Pies na szkodniki, nieustępliwy, wytrwały i pewny siebie. Maniek taki właśnie jest a na dodatek ruch to jego żywioł… 
I jak mówi Pąpiru, z plastikowej butelki się przy Mańku nie napijesz…

A późnym wieczorem przy pierwszym letnim zachodzie słońca, na czerwonym traktorze, przerzucając siano witało się lato w Lubiechowej… 
To będzie wyjątkowe lato… 

pyr pyr pyr...
Z Legnicą to dopiero początek, zwłaszcza z legnicką kynologią :)

 

czwartek, 20 czerwca 2013

zamek Bezděz




Ahoj, zamek Bezděz na górze Wielki Bezděz, ruina górująca nad wsią Bezděz w pobliżu jeziora Machy. 
603,5 m n.p.m. i Przemysł Otakar II wpadł na pomysł wznieść na tej wysokości zamek, żeby mieć oko na okolicę. Okolica malownicza, pewnie widoki cieszyły kolejnych mieszkańców zamku. W dobrą pogodę widać stąd Śnieżkę a wieczorem światła Pragi. Wszystko jak na dłoni. Pewnie mniej zachwycony widokami był Wacław II i jego mama Kunhuta, dla których Bezděz był więzieniem. Lata mijały, zmieniali się władcy i panowie na zamku, pomieszkiwali tu Szwedzi, Benedyktyni a nawet Czarna Madonna z Montserrat a dokładnie jedna z jej 3 kopi.  
 W XVIII wieku zawitało tu pruskie wojsko i… po jakimś czasie zamek stał się inspiracją dla romantyków. Droga do zamku to spacer po skale magmowej, fonolit wyślizgany milionami kroków. Warto zaryzykować, żeby zobaczyć to co z góry widać. 
Ogromne lasy kryjące niejedną tajemnicę wojskową sprzed lat, jeszcze niedawno opatrzone informacją: Wstęp wzbroniony. Przepiękne tereny, na pewno raj dla myśliwych. Zamku broni potężna brama z kartką, że psom wchodzić nie wolno. Nie ma co się sugerować, to oznacza jedynie to, że w Czechach pies to też człowiek i śmiało może wbiec na zamek. 
Mało tego, jeśli ma w łapkach tyle sił a w sercu odwagi do pokonania krętych schodów to może poczuć wiatr na szczycie Wielkiej Wieży. Jeden malec radę dał, siłą uroku osobistego nawet się nie zdyszał i sierść wywietrzył jak widać :)  
Wielki Bezděz i Mały Bezděz to rezerwaty przyrody, na pierwszy rzut oka zupełnie jak w Górach Kaczawskich a przecież to gmina Czeska Lipa. Kraina Karla Hynka Machy, który przewędrował Karkonosze… i koło się zamyka !