To co lubimy w
niedzielę robić najbardziej, to wstać, zjeść, spakować co trzeba, ucałować kota
i ruszyć w góry. Żeby nie szukać problemów i wołać o pomoc, bo zaspa złapała i
buty w śniegu zostały trasa wybrana potencjalnie udeptana.
Borowice-Odrodzenie.
Dojście do szlaku zwykle nie zabiera więcej niż trzy kwadranse, gdyby nie to,
że sarnie tropy przecinały naszą drogę i Jaremka co chwilę znikała w lesie.
Niech ma :) skoro czuje pasję. Potem już długo pod górę, pod górę i pod górę,
szlak prawdopodobnie został ubity ale już jakiś czas temu. Im wyżej tym piękniej, im wyżej tym trudniej.
My się koncentrujemy na piękniej, bo przed nami słonko malowało niepowtarzalne widoki.
Chwilę świeciło nam prosto w oczy a potem
ogarnęła nas chmura. Zdobyłyśmy Przełęcz Karkonoską. Widoczność bajkowa, tylko
my i biel i zarysy.
Wspaniałe uczucia pokonania słabości i określenia nowego limitu,
przynajmniej na tu i teraz. MajLo oszołomiona ogromem dziewiczego, miękkiego
śniegu ani chciała czekać aż się zachwyt nasyci. Iść, dalej iść. W stronę
spalonej Petrovky.
Sporadyczny narciarz biegowy, cisza, biało. Najbardziej jak
to mogło być. I jedno mała wątpliwość, czy nasza droga do Jagniątkowa będzie
przechodna? Ktoś, dzielny ktoś, przetarł szlak w pojedynkę, wąska ścieżka w
głębokim śniegu.
ja chcę się przeprowadzić w góry! ... ależ Wam zazdrościmy :)
OdpowiedzUsuńsame sobie czasem zazdrościmy :) zapraszamy, miejsca tu dla każdego :)
OdpowiedzUsuńJej, my też chcemy wrócić w góry... kochamy Wawę ale góry to góry :)
OdpowiedzUsuńdokładnie, góry to góry :) zawsze inne i zawsze urzekające :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie, po prostu przepięknie i absolutnie przepięknie!
OdpowiedzUsuńdokładnie jest tak :)
Usuń