Wyprawa po Quilana,
prawdziwe święto dla stada.
Nikt się nie wyspał, bo wszyscy wstali przed
słońcem. Nikt też nie marudził, bo cel był wyjątkowy. Pół kraju przejechane, w
pogodę dziwną, mglistą, drogami, które nagle okazywały się zamknięte.
O świcie
i poranku świat mijany i oglądany przez szyby był przepiękny, zwłaszcza
Karkonosze i pogórze. Jelenie, bażanty, owce nie wypada napisać jakie, zając, i
co tam jeszcze było widać… Przyroda nam nie skąpiła wrażeń. Prince przespał
całą drogę na tylnym siedzeniu, Gabra z Jaremką polegiwały na wilczarzowej
żywej poduszcze, czyli na Mesce bardzo cierpliwej.
Jaremka popisała się nerwicą na widok szeleszczących zabawek i skaczących
dzieci, nikt się jej zachowaniem nie przejął. Prince zrobił furorę, Gabra
wpadła w ręce małej dziewczynki i bez protestów została przebrana w coś, szczeniaki
złamały nam serca.
Ze wszystkich najpiękniejszy Quilan, nasz chrześniak, chyba
wiedział, że już trochę nasz, bo zainteresował się ciotką wredotką. Potem było
pożegnanie, trochę smutno, bo syneczek opuszczał dom rodzinny… trochę
porozpaczał i zasnął na kolanach.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy zamek Český
Šternberk zwany perłą Posázaví nad rzeką Sázavą, który został wybudowany w 1241
roku przez Zdeslava z rodu Divišovců i po dziś dzień znajduje się w rękach prawowitych
spadkobierców rodu.
Jedną z atrakcji zamku jest pokaz sokolnictwa, można
posłuchać i popatrzeć na ptaki drapieżne służące myśliwym. Wnętrz nie
odwiedziliśmy, bo chyba z psami nie wypada ;)
Ominęła nas możliwość obejrzenia
portretów 63 przodków, srebrnych figurek, biblioteki z bogatymi zbiorami,
saloniku myśliwskiego z licznymi trofeami… Za to skorzystaliśmy ze słońca a
Mesajanka z Gabrą i Jaremką zażyły kąpieli w strumieniu płynącym u podnóża
zamku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję