Konkurs Tropowców w Rakowie, 12 dzień pięknego
maja 2013 roku. W cienkim zapsienie, bo
wszyscy chcieli kibicować debiutującej na ścieżce Gabrze. Dobra publiczność,
życzliwa i rozradowana, zdaje się z niczego, zawsze się przyda. Było głośno w
sektorze Gabry, zwłaszcza, że przybyły posiłki z Kraśnika, Mesajanka i Nando,
wilczarze. Z takim wsparciem to nikt nie podskoczy! Tak, organizacja świetna,
jak zawsze w Rakowie, prawie sami znajomi, zaczynamy rozpoznawać twarze i
mordy. Całkiem nowa, urocza bardzo mordka przyjechała z Dorotką, czekoladowy
jamnik szorstkowłosy króliczy Yen. Przed konkursem mistrz kolankowania, na ścieżce
mistrz urodzony.
Podobnie Gabra, nasza znajoma młodzież zdobyła tyle samo
punktów, urodzeni tropowcy. Publiczność w międzyczasie plażowała w lesie
sosnowym rozprawiając o wilczarzach, wróciły wspomnienia, historie dawno nie
przypominane, analizowano złożoność charakteru spaniela, w którym coś drzemie
ale bardzo głęboko.
Na ścieżki nie wybierał się nikt poza ponumerowanymi,
podobno gdzieś między ścieżkami można było wejść do Chin i nazrywać brzoskwiń.
Jeden tam był, do końca konkursu nie spożywał.
To chyba przez te brzoskwinki. Niech
to pozostanie słodką i bardzo soczystą tajemnicą rakowickiego lasu. Kolejne
numery znikały z sędziami, następnie wracały ze złomem i zapachem dzika w
nosie. Przyszła pora na rozbieganie chartów, zabawa idealna dla naiwnego
cardigana, dogonić wilczarza. Gdyby tak mieś jeszcze z pół metra dłużej każdej
nogi, to pewnie by się udało złapać za ogon.
Bez tego trzeba raczej stosować
zajęczę uniki, żeby nie zostać staranowaną irlandzkim entuzjazmem. Boguś też
się porwał na niemożliwe. Stres jak rękę? ręką? ;) no odjął! Nasze zawodniczki
wreszcie w pełni zrelaksowane sukcesem zdradziły, że odłożenie poszło zgodnie z
planem, sobotnia próba zaowocowała.
W rezultacie Gabra z Hrubého Lesa zdobyła
swój pierwszy Dyplom I°, 92 tłuściutkie punkty i lokatę 4/17. Tłum klaskał,
sektor zalewał się łzami, czy ze szczęścia, to też niech zostanie tajemnicą ;)
Yen wyprzedził Gabrę o jedno miejsce, sektor był autentycznie wzruszony.
Zwłaszcza Barbara, która opuściła bezpieczną klatkę, chroniącą przed ostrzałem
i ohukiem. Co ona musiała tam przeżywać!
Na koniec był żurek i kiełbasa z
najwyższej półki, z którem spadła na grill. Wnioski są takie, że Dorotki to
super dziewczyny, że dobrze mieć ze sobą psa, zawsze to doskonałe wytłumaczenie
na wyjście do lasu, że z Pąpiru i Pilotem płacz nabiera zupełnie innego
znaczenia oraz, że nie zawsze lepsze drogi są lepsze a te gorsze gorsze. I
jeszcze najluźniejszy z luźnych wniosków, jeśli komuś przeszkadza, że pies jest
psem i czasem szczeka, to powinien pielęgnować własne akwarium. Za miłą
atmosferę dziękujemy wszystkim, którzy ją tworzyli, tym którzy nie brali w tym
udziału dziękujemy, że nie przeszkadzali. Po kolejnej myśliwskiej lekcji
Jaremka z pewnością wkrótce zniknie w lesie na dłużej poszukać ścieżki z
numerkiem, który ma gdzieś tam przypisany. DARZ BÓR tropowcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję