Tak blisko
Aleksandrii jeszcze nie byłyśmy. Wieczorem, w piątek, apel. Stawili się wszyscy
zaproszeni, miejsce zbiórki L u P, dom nr 2, a ulica apelowa :) Kompot ukołysał
nas do snu. Podróż nie trwała za długo, dzień ulewny to był.
Na stadion nad Zalewem
Pająk jedzie się przez Liswartę, dopływ Warty płynący przez Lisów… lisów w
Warcie nie widziałyśmy. Marysia popędzała, ring 11 czekał. Nie wiemy ile osób
na świecie wie, co oznacza podróżować z trzema, po konferansjersku czema
Wilczarzykami z tyłu…
płaskie biodra, zmiażdżone udo, miejsca brak, nie mam jak
się ruszyć, ten pies waży tonę. W końcu dotarliśmy, Jaremka przeżyła.
Na Wystawie
Krajowej Oddziału Częstochowa same
sukcesy. Nando BOB i BOG X lokata II, Mesajanka BOS a
QUilan Best of Minor Puppy. MajLo nikogo nie zjadła, chociaż całą
wystawę ganiała luzem, gapa zapomniała o obroży ;)
Najbardziej zainteresowane
oglądaniem Wilczarzy Irlandzkich było słonko, co tylko któryś z nich wchodził
na ring natychmiast się wypogadzało i robiło się upalnie.
Wilczarze można było
podziwiać na boso. Murawa mięciutka, cieplutka. Na zakończenie wystawy w
prezencie kąpiel, Jaremka walczyła o życie, aport kusił ale ….
bywa, że lepiej
oddać go większemu. Wgnieciona w wodę nie poddawała się, w końcu pływanie to
jej pasja. Tajemnicą niech będzie co nas bawiło, a bawiło nas dużo, najbardziej
pewien Ryszard ;)
Nie wiem, co reszta powie ale nawet największy sukces nie
smakuje tak dobrze, jak pietruszkowe pesto :) Ten dzień raczył nas ulewami i
głupawkami. Było też słońce i sukcesy. Wspaniale było. Jaremka postróżowała,
tym razem bez ekscesów, dojrzewa, nie dziadzieje, przynajmniej nie publicznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję