Wrzesień, pajęcznikiem zwany w życiu Jaremki malował się w różnych odcieniach. Pierwszy, o którym niewiele wiemy, był zapewne szczęśliwym miesiącem szczenięcia. Rosła i rosła u boku mamy, niewiele wiedząc o wielkim świecie i niespodziankach, które dla niej szykował. Drugi wrzesień nie był wesoły. To był czas rekonwalescencji. W sierpniu zamieszkała z nami i rzeczywistość ją przerażała. Wszystko nowe, niepoznane a i koniec smyczy zupełnie nieprzygotowany na ten wielki lęk. Moment nieuwagi i strach, skończyło się wypadkiem samochodowym, operacjami i długą drogą powrotu do sprawności. Wrzesień 2009 Jaremka poświęciła na stawanie na nogi. Udało się, za rok nie było widać śladu :) Dziewiąty miesiąc 2010 roku był wspaniały,wycieczki, grzybobrania... Potem był kolejny rok, ciąża, macierzyństwo, we wrześniu Jaremka wróciła do domu, w samą porę. Wyglądała mizernie chociaż wg niektórych, dla nas pseudofachowców, dobrze. Listwa mleczna się szczęśliwie wciągnęła bez pomocy farmaceutyków, po pogryzionym ogonie nie ma śladu. Mamy kolejny wrzesień. Ten zapowiada się ciekawie. Jaremka trzyma formę sportową na wypadek górskich wycieczek. Będą dożynki, odwiedzimy Raków i Wrocław... Właśnie zaczyna zmieniać sukienkę na zimową i w domu mamy codziennie Zulusa i stado kotów :) O przyszłym pajęczniku nie myślimy, bo aż strach!
Zastanawiające po co niektórzy tu zaglądają :):):):) no po co ?
OdpowiedzUsuń