Jeśli śniegu będzie
przybywało w tym tempie to rety jeju ale prawdziwej zimy się nie doczekamy!
Składamy
protest i domagamy się obfitych opadów śniegu. Z tygodniowym ultimatum :)
Niedzielna grupa poszukiwawczo-tropiąca w składzie wzmocnionym przez radośnie
zielonego, pozornie zielonego,
radośnie pozornego ale nie pozornie radosnego
Jarka, wyspana do syta, bo o świcie budziki nie wołały, w południe samo…
rozpoczęła węszenie za śniegiem.
Wycieczka zaczęła się miłym, niespodziewanym
spotkaniem z Korą i jej ludźmi, jechali w tym samy kierunku ale z innym planem.
Na nas czekała Koralowa Ścieżka, makabryczne wspomnienie z dzieciństwa,
mordęga.
Tym razem nie było upału. Lasem, pod górę, ja się pytam gdzież ten śnieg?
Pojawił się wreszcie przy Paciorkach, pomiędzy doliną Szklarki i Wrzosówki.
MajLo oczywiście musiała sprawdzić co oferuje skalny punkt widokowy.
Panorama
na kotlinkę w pierzynie z chmur. Chmury tego dnia zeszły bardzo nisko ale jak
tylko poczuły, że słonko się zniża, rozpoczęły wędrówkę w góry. Tak rządzi nimi
inwersja temperatur.
Im wyżej tym cieplej, dziwne wrażenie, zwłaszcza jak się
już pokona zdradliwe, lekko oblodzone wejście ścianą kotła a w zasadzie zbocza
doliny, mijając olbrzymie wiatrołomy, przedzierając się przez piętro
subalpejskie z kosówką gubiąc przy okazji szlak…. No kto wytyczył szlak przez
takie rumowiska gołoborza… NIKT!
Gapy… Zatem jak już się odnajdzie właściwą
drogę, gwarantującą dojście bez połamanych kończyn i wejdzie na wierzchowinę
Karkonoszy i czuje się miłe ciepło to jakoś niepokojąco. Ledwo wiaterek nad
Śnieżnymi Kotłami, jak to ?
Dziwnie dziwno, widoki za to jak pierwsza nagroda w
najtrudniejszym konkursie! Góry, chmury, zmienność, chwilowe piękno, nie
mrugać, bo się coś przegapi. I co my tu mamy, z jednej strony Śnieżka z drugiej
Szrenica. W dole Śnieżna Kotły nad nami Wielki Szyszak a w oddali Liberec i Góry
Izerskie oraz jak się wpatrzyć to i Rudawy Jeremickie widać.
Cudownie wspaniale
warto było, nawet jak się mała futrodoopka trzęsła na głazach. Koralowa Ścieżka
nigdy nam jakoś nie odpuszcza. Co za nami, to w pamięci, przed nami uczta,
opisać się nie da, zdjęcia są tylko marną kopią…
Jaremka uszczęśliwiona
śniegiem, mało go ale jednak jest, no jest i można się przytulić, powyjadać,
wywąchać… wszystko można, co się chce! Na krawędzi, można było, bo nieustannie
nie wiało. Morze chmur wznoszących. Idą, idą nam na spotkanie.
Podobnie jak
zmierzch a ścieżka do schroniska Pod Łabskim Szczytem chociaż wyraźna to w
dolnym fragmencie oblodzona. Prawie, prawie nas wywróciła ale jednak nie! Na deser do herbaty i kawy był wschód Księżyca.
Nie byle jaki bo w pełni. Z wielu widoków ten był wbijający w ziemię. Kto późno
jesienią wychodzi w góry, ten wraca po ciemku i czasem ląduje na tyłku albo
zdąży się wyratować. Tym razem Jaremka nie musiała się wstydzić za nikogo.
Apetyt na zimę rośnie. Za miłe towarzystwo dziękujemy! W pamięci wyryło się
NIEBAWEM :)
Piękne widoki i te sosny widać duże u was rosną a lubię popatrzeć na takie drzewa :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńto fakt, lasy nam się udały, strzeliste ale nie aż tak jak Bory Dolnośląskie, tam to dopiero piękne drzewa rosną ! Pozdrowienia :) u Ciebie też nie ma zimy wciąż?
OdpowiedzUsuńU mnie jak widziałaś jesień, dziś wyszło słońce w ciągu dnia i było bardzo przyjemnie z 8 st C.
UsuńPozdrowionka Joanno :)
u Ciebie, czyli gdzie ? ja niezmiennie zapraszam, czaple wciąż u nas żerują... szaleństwo w pogodzie :)
UsuńJak to gdzie, na Południowo-Wschodnim Mazowszu, jest info na stronie profilu, od zawsze :)), pozdrawiam
Usuńto wiem a bardziej dokładnie, bo Mazowsze nie jest małe :)
UsuńDokładnie to na styku Wysoczyzny Kałuszyńskiej i Równiny Garwolińskiej, daleko od gór...
Usuńale Wam się udała pogoda...
OdpowiedzUsuńNasza trójka wybrała się we wtorek pod Łabski szczyt. I niestety z powodu wichury nie poszliśmy już wyżej. A ja tak mocno ciągnęłam swoją panią do schroniska, że o mało co nie wywróciła się przy ostatnim podejściu.
Ale i tak było pięknie. A te sarny, Jaremko, to w ogóle nie boją się psów.
Pasą się spokojnie przy zielonym szlaku
pozdr
Kora
O tak, pogoda nam się udała aż do końca, nawet nie wiało za bardzo a jak zapadł zmrok to nie był dokuczliwy dzięki pełni. My koło schroniska walczyliśmy o pion, bo szlak był oblodzony. Na koncie mam jeden upadek na tyłek :)
Usuń