Koleżaneczki na
wspólnym spacerze w lesie Płoszczynkowym.
No jak tu jest przyjemnie. Jeśli nie
pada ;) Kiedy padało, to wcale tu tak pięknie nie było. Nic widać nie było. W
święto w Płoszczynce zawsze świeci słonko.
Dlatego my w święto, tradycyjnie, w
listopadowe to wesołe, ruszamy do Płoszczynki. To miała w pamięci Pąpiru, że
rok temu było nas tu też. Gabra głównie znikała, swoje miała zajęcie w lesie
pełnym tropów, pasja w niej ogromna i wielka radość, że coś wywąchała. A leć
szczęśliwa tropliwa.
I zrodził się pogodny plan, żeby kiedyś wkrótce dotrzeć tu
z serca kotlinki na pieszo, to zaledwie 5 km, szlak jest, szlak widać jest i to
jest bardzo wygodny.
W Płoszczynce podobno jest zaledwie 14 domów, przysiadły
pod przełęczą między górą Wapienną i Stromcem. Koleżaneczki się wypatykowały,
poszwędały po kwitnącym polu rzepaku z widokiem na Karkonosze. No jak tu jest
że hej z panoramami! Wyraźne istnieją dowody, że jelenie lubią tu być a i dziki
może…
Zatem jest tu 14 domów, w jednym z tych domów mieszka maestro Michał z
całą bandą wypłoszków i Miłoszem. Ciocia Pąpiru słusznie zauważyła, że to
niepowtarzalna okazja posłuchać mistrza zanim tłum się będzie pchał do
geniuszu.
Jaremka się zasłuchała, góralskie nuty. W murowanej piwnicy… u Ani
zawsze Lavendulowo i w kominku trzaska. Domowy dom. Kazali se piknie grać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję