Niemal 400 kilometrów
i pobudka po 4 rano, żeby tradycyjnie odwiedzić Szczecin
i Międzynarodową
Wystawę Psów Rasowych. Dzień wstawał na naszych oczach. Głupawka o brzasku i
kawa na stacji benzynowej, dobry dzień gwarantowany przez płoszczynkową
wypłoszkową Lavandulę i Pąpiru. Podróż z zaginaniem czasu i przestrzeni,
grzecznie rzecz ujmując przepędziła Anna przez kawał Polski.
Dziwnie zawsze
docieramy na Arkonię nową trasą przez Szczecin, ile jeszcze to miasto ma
możliwości… Tym razem udało nam się, dzięki urokowi Anny, dostać miejsce na
parkingu VIPów, nas to wcale nie dziwi :) Obóz rozbity, Jaremka na furcie,
reszta może czuć się bezpiecznie.
Buddy spędzał czas w towarzystwie kaloszy,
Gabra nawiązywała znajomości. Zaprzyjaźniła się z samym generałem z
amerykańskiej Montany. Miło było spotkać Krysię z Zamarry i bandę z Fioletowej
Magii. Z ringów schodzili nasi reprezentanci z ocenami doskonałymi.
Sędzia
oceniający foksteriery był baaardzo dociekliwy, zaglądał i sprawdzał wszystko.
Dosłownie wszystko! :) Do domu zabraliśmy smakołyki z Wielkopolski, polskie
karmy Z Doliny Noteci. Bardzo dziękujemy miłym panom za podarunki, smakowały i
kotu Zuljanowi, Gabra z Jaremką wylizały miski do czysta, na śniadanie
serwowana była dziczyzna.
Powrót ze Szczecina był równie błyskawiczny z małą przerwą
na pewnej stacji, która pękała w szwach, bo zaczęły się wakacje. Był też rzut
oka na najstarszy zawód świata, bardzo przychylny psom, jak się okazało.
Potwierdzamy, że przyjaciel wie, co to śmiech do łez. „Gdzie jesteśmy, no tu ;)”
Szamanto i Szabrino. Dziękujemy wariatki :)