W najlepszy,
jaki przyszedł nam do głowy, sposób świętowałyśmy Dzień Dziecka. Dzień, który
wiekowo, może tylko pozornie, nie ma nic wspólnego z dzieciństwem.
Dzień
Dziecka w tym roku obchodził sześćdziesiąte urodziny. Nasze psie dzieci,
Jaremka i Gabra zgodnie z konwencją praw dziecka wychowują się w rodzinie, mają
prawo do rozrywki i wypoczynku, sferę kultury zapewniają im spotkania na
wystawach, piknikach
i takich tam innych posiadówkach przy odbiornikach,
chronimy ich zdrowie a kiedy trzeba mają zapewnioną opiekę medyczną na
najwyższym poziomie, nie ograniczamy im prawa do wszechstronnego rozwoju
osobowości,
mają szeroki dostęp do informacji węchowych, wzrokowych i
słuchowych, dodatkowo na bieżąco są informowane o naszej do nich miłości,
staramy się przestrzegać ich prawa równości,
sprawiedliwie rozdzielając nagrody
a czasem i kary obrażenia i oburzenia nagannym zachowaniem. Dla nas ich
nietykalność jest osobista, kiedy trzeba nie zakłócamy ich prywatności.
Nasze
psie dzieci mają prawo do lenistwa i zabawy, staramy się zapewnić im odpowiedni
poziom socjalny i emocjonalny. Swobodnie wyznają a ich światopogląd jest przez
nas szanowany. Potrzeby naszych psich dzieci są równie ważne jak nasze własne.
Takich sobie dobieramy przyjaciół, którzy widzą w nich więcej niż tylko koszty
i utrudnienia. Dzień Dziecka spędziłyśmy
w górach na wesołej wielogodzinnej, beztroskiej wędrówce be zegarka.
Prezentem
było być tam i cieszyć się z tego. Mała karkonoska pętelka z Karpacza żółtym
szlakiem, dawnym torem saneczkowym do Strzechy Akademickiej. Na łączce popas o
smaku pysznego dzika z rzepaku, Gabra znikała w świerkach, wytropiła i nie
dawało jej to spokoju.
Na szczęście nie sturlała się do Kotła Małego Stawu.
MajLo pilnowała dobytku i strofowała myśliwskie dziecię, że się niepotrzebnie
oddala i znika z pola widzenia. Warcz zdrowa,
Gabra i tak się nie opanuje :)
Potem była Lucynka, czyli taka jedna jedyna karkonoska bouda z własnym
browarem, który ma wyjątkowy smak.
Luční bouda, najwyższy browar okolicy, 1410
m n.p.m, pyszności. Gabra odsypiała, Jaremka … pilnowała dobytku. Swoboda
światopoglądu. Wolność wyboru. Wielu słyszało jak pastuszka ostrzega przed
nadejściem intruzów, nieograniczona, ma przecież prawo się wyszczekać.
Prawo do
wypoczynku zmieniło się w prawo do zabawy na torfowiskach, Úpské rašeliniště
jest mięciutkie i wystarczająco rozległe, żeby pomieścić szaleństwa.
Kładkami,
szlakiem wśród kosówki z rosnącą w oczach Śnieżką przed nami… Gabra - pies
ornitologiczny pognała za kaczorem Krzyżówki, który najwidoczniej należy do
nielicznego stada kaczek górskich, bo spędzał niedzielę na Równi pod Śnieżką.
Zaskakujące spotkanie, nasza pierwsza Krzyżówka powyżej 1 400 m n.p.m. nie
ostatnia tego dnia pierwszyzna. Drugą pierwszyzną były Sasanki alpejskie, udało
nam się przyłapać je na kwitnieniu.
Typowy gatunek górski z rodziny
jaskrowatych, nawet przez chwilę brawurowej nieświadomości i pójścia na
łatwiznę był dla nas takim dużym zawilcem :) To jednak Sasanka, dotarło do nas
po bliższych oględzinach.
Jedwabiście owłosiona łodyga, liście głęboko wcinane,
jesienią zmienią barwę, skoro już wiemy, gdzie ich szukać, to z pewnością
sprawdzimy sasankowe kolory jesienne. Sasanka alpejska jest trująca i objęta ochroną
gatunkową. Nie jest zagrożona, bo występuję niemal wyłącznie na terenach Parków
Narodowych. Podeptałyśmy Śnieżce po stopach i weszłyśmy w zieloność pewnego
kotła, najgłębszego karkonoskiego kotła polodowcowego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję