Co tu, tu co napisać
o niedzielnej wystawie krajowej w Jeleniej Górze? Było gorąco, było wesoło,
było jak było.
Zanim było tam to było jeszcze w golfinie, walka o życie,
walczyła głównie Jaremka o przeżycie, przygnieciona szczenięciem Nando.
Szczenięcie owo ważące ze trzy niemal razy więcej lgnęło do okna lewego,
chociaż prawe było zupełnie bezludne i bezpsie.
Szczenięcie Nando miał jednak
swój irlandzki plan wilczarza i pchało się na kolana. Na szczęście Jaremka się
spod szczenięcia wyłuskała i… przeżyła. Gabra szczęściara miała połacie
siedzenia dla siebie.
Po tych trudnych jakże chwilach MajLo pobiegła do Zulusa
z opowieściami. Reszta w składzie Marysia, Magda, Gabra, Nando, klatka i sto
butelek wody no i no i… ;) … rozbiliśmy obóz przy ringu nr 13. Kocz Koczkodany.
I oto nadeszła chwila najważniejsza, Naniulek i Pąpiru w ringu, ta para, ach ta
para, płynęła spychana nieodczuwalnym a jednak wiatrem na prawo, nikt się nawet
nie domyślił, że konia ciągnęło do stajni ale jeździec nie pozwolił!
I tak
sobie wybiegali tytuł Najlepszego Szczenięcia. Nasz obóz zamienił się wędrowny, w ramach walki z nudą odcinałyśmy
złośliwie prąd i rozdawałyśmy czarne worki. No dobra niech już lecą te „Pieski
małe dwa…” to naprawdę nie my! Jeszcze wtyczki na nasz widok z gniazdek nie
wyskakują ;) Potem były finały, w finałach biegały dwa piękne cardigany, jeden
stanął na podium.
Gratulacje ! Słońce przypiekało i tym wszystkim, którzy
marzyli tego dnia o deszczu mamy do powiedzenia jedno. Marzenia się spełniają,
czasem nawet za bardzo. Kolejne trzy dni lało, stany rzek przekroczone, alarmy
powodziowe… Natura Was wysłuchała. Tak, to był weekend pełen wrażeń. Dziękujemy
a co złego to my i… nie obiecujemy poprawy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję