wtorek, 13 marca 2012
Dzień z życia Pepka, Lisi, Jaremki
Pepek wstał skoro świt popołudniu z zamiarem pewnym. Zostanę mistrzem maratonu ! Wartko wrzucił na grzbiet różowy skafander mistrza maratonu i ruszył. Najdalej gdzie mnie nogi poniosły to do lecznicy Ostoja, tam więc idę i dalej jeszcze. I poszedł. Tłumy przechodniów odprowadzały mistrza wzrokiem, to dzisiejszy faworyt osiedla. Idź Pepek idź... i Pepek szedł, dziarsko, skocznie, przed siebie. Do lecznicy dotarł z doskonałym czasem w samą porę i tu na Pepka czekała ruda niespodzianka. Lisia, czy to Misia ? Zaskoczony, przecież Jaremka została w domu! Fioletka Lisia córka Jaremki przywitała mistrza godnie, pogratulowała sukcesu i przyjęła leki ze spokojem. Pepek do teraz nie wie, czy te oczy to na pewno Lisi, czy jednak Jaremki? Cała mama, tylko jakaś taka milsza :) Lisia rośnie i wygląda pięknie, zachowuje się całkiem jak mama, po tacie ma grzbiet. Do domu wracał Pepek na przednim siedzeniu Lisiowej karety. Opowiedział Jaremce, że maraton to jego nowa pasja i, że Lisia jest tak piękna jak mama i zabrał się za podwieczorek. Jaremka pilnowała, czy zjada ładnie i do końca, a co z kocyka spadło do brzuszka Misi wpadło, bo nie od dziś wiadomo, że nie najważniejsze co się je ale w jakim towarzystwie. I spać, najlepiej na kolanach. Mistrz maratonu Pepek Pink runner zbiera siły na nowy dzień. I śni o nowym domu... tylko, czy my go oddamy?:) Naszego dzielnego malucha...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję