Szwędaczy dzień po
okolicy, długi, bo jak już się idzie to się idzie i idzie.
O urodzie okolicy,
niewątpliwej, innym razem. Teraz odcinek dynamiczny-wodny. MajLo nie odnotowała
spadku temperatury, na widok potoku podjęła błyskawiczną decyzję wykąpać się…
schłodzić?
Kto wie, co bardziej miała na myśli. I czy ten pies w ogóle myśli
jak zobaczy wodę ? Czasem śmiem wątpić. Jest woda, jest Szalona, jest potrzeba,
więc musi być i aport. Najlepiej patyk, który trzeba uratować przed pływaniem.
Torpeda z napędem na wszystkie łapy.
A rzuć! I tak można pół dnia spędzić a
radość z pyska nie znika. Potok, strumyk, niby taka mizerota a w zakolu to i
popływać można, woda wdarła się mocno w brzeg, podmyła korzenie, tam musiało
być coś ciekawego.
Styl na wydrę, z głową nisko, żeby nie nabić sobie guza,
nowa technika w mig opanowana. Trochę stresu na początek ale ciekawość była
silniejsza.
Ciekawe, czy udawanie wydry
zakończy się stylem grzbietowym... ;) Jest tylko malusi problem, ogon, za
wysoko, trzeba jakoś inaczej sterować, jak te wydry i bobry to robią? To pewnie
dlatego, że są bardziej opływowe. A czy
to istotne… w końcu liczy się dobra zabawa. A tej nigdy nie brakuje jak jest Jaremka,
woda i aport.
Amfibia turbo w swoim żywiole, chociaż z urodzenia skazana na
żywioł ziemi, jakaś wyrodna i taka szczęśliwa. Woda w potoku zawsze zimna, po
kąpieli było zdobywanie stromizny i ogrzewanie się widokami. Były też cielątka
ciekawskie, o tym w swoim czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję