Na jesienne smutki
szarzynowe, kiedy niebo kapryśne i niezdecydowane, jak już się wyplątało z
wygodnego łóżka i wypiło kawę z mlekiem to najrozsądniej iść do Witolda. Atrakcja
sama w sobie, ogromna, ciepła przytulanka pachnąca sianem.
Cierpliwość i
uprzejmość adekwatne do rozmiaru. Kopyta nienerwowe nawet w obliczu psiej
krzątaniny w stajni. Lekcja na niedzielę, zachować ciszę, kiedy Witold wyrusza
na spacer, powstrzymać emocje, kiedy robi obrót w stajni, wyczyścić kopyta.
Dodatkowe utrudnienie dla Jaremki, Basia kręci się w pobliżu, goście
przyjeżdżają i odjeżdżają… Jak poszło? Poszło jak poszło :) MajLo odkrywa nową
przyjaźń, obawy powoli znikają, wystarczy przecież zrobić krok w bok zamiast
się awanturować.
To dobra nauka i przydatna nie tylko przy Witoldku.
Witoldzik
profesor z poczuciem humoru nie mógł się powstrzymać i pokazał język; i tu mnie
macie, cieszy mnie wasze towarzystwo, tylko mnie głaszcz po brzuchu i grzbiecie
i po nosie podrap a jak masz marchewkę to pójdę za Tobą.
Przecież czuję, że w
tym plecaku są pyszne, soczyste marchewki, sam mam się częstować, czy zrobisz
to dla mnie i mnie nakarmisz?
W zamian podam Ci każde z 4 kopyt do czyszczenia
i nie będę brykał… I tak było. Zapach dziegciu, destylatu kory brzozowej lub
sosnowej, antyseptycznego, bakteriobójczego produktu smolarni, impregnatu,
uszczelki, kleju towarzyszy nam do dziś.
Dziegciem pachną Witusiowe kopyta i jakimś
cudem kapnięcia Jaremkowe ucho. Dobrze się zasypia z Witoldem w nosie :) Zwłaszcza
kiedy za oknem pada i pada i pada i szaro i buro. Na jesienne smutki szarzynowe
powinno się podawać Witolda, bez ograniczeń. Bezgranicznie kochany to koń i wyjątkowy w każdym calu. Takie nas szczęście spotkało, że go znamy :) To wszystko zasługa Pąpiru, że nam tak pozwala i pozwala, głaskać, kochać, kopystkować, przytulać się bez umiaru a i komu w duszy tak gra to i oszczekać i przegonić czasem... tak dla sportu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję