Z okazji spontanicznie ogłoszonego Dnia Zwierzaka wybrałyśmy się w dawno wymarzone miejsce na Ziemi. Do przedpól Komarna. Słońce szło oczywiście z nami. Zabrał się też dobry nastrój i mroźny wiatr. Może i w Komarnie nie ma nic nadzwyczajnego, może to faktycznie zwyczajna wioska... ale leży od podnóża góry Skopiec (724 m n.p.m.) - najwyższego szczytu Gór Kaczawskich. Oglądałyśmy go z oddala, bo to nie był dzień na tak długą wędrówkę. Zostawiamy to na lato i piknik na trasie. Wreszcie spojrzałam na świat z góry, z poziomu walca siana. Wygrzałam się na słonku, poobserwowałam okolicę i nawet nie chciało mi się schodzić. Ale droga wzywała i piękna łąka z widokiem na moje ukochane Rudawy Jeremickie i Sokoliki. Potem zdobyłam wzniesienie Rybień (436 m n.p.m), z którego zbiegłam nad okoliczne liczne stawy rybne. Krótki spacer po lodzie przypomniał, że jeszcze zima i stawy śpią... Do domu wracałam przez ogromne i malownicze łąki dziwiszowskie, które pachną chwilkę temu pasącą się tu sarną.
Spojrzałam z daleka na pałac i do domu. Hop przez pole i spojrzenie na Karkonosze, Góry Kaczawskie i Rudawy. Tutejsi
mieszkańcy muszą się budzić w doskonałych okolicznościach przyrody urody. Zwyczajnie jest tu pięknie. Jedna rzecz nas tylko smuci w związku z wiosną. Duzi chłopcy bez jaj i wyobraźni wstają od komputerów i siadają na motory i quady. Od dziś w plecaku nosimy łom ;). Mamy też nową ideę błądzenia. Zawsze można wrócić tą samą drogą ale jak się wróci inną, to dopiero jest zabawa :) Podsumowanie: ok 15 km, 4 h.
zauważam, że grzbiet się prostuje na długich trasach ;)
OdpowiedzUsuń