Święto plonów po izersku
W Święto Matki Zielnej, Matki Kor
zennej, Matki Znakomitej, w dzień Zaśnięcia Boskiej Rodzicielki zorganizowaliśmy sobie uroczystą ziołową, zieloną wycieczkę pielgrzymkę w Izery. Po ostatniej Pąpiru czuła lekki niedosyt, więc tym razem zatoczyliśmy wielkie, może nawet 20 km koło. Zaczęło się na Polanie Jakuszyckiej od
konstrukcji fankok
a a'la Mała Mi. Nosicielką została Pąpiru. Zupełnym przypadkiem wymyśliliśmy nowy rodzaj turystyki górskiej, czyli kałing. Wystarczy pies, worek i można zaczynać trening. Nasz pierwszy rekord z Polany do Orlego. W nagrodę złoty napój
dla zwycięzców. Ale ale, po drodze był potok Płonka i pierwsze wycz
yny Gabry, czyli zjazd do wody na brzuchu. Ciotka Jaremka zabrała koleżankę na torfowisko, pod łapkami miękki mech wody pełny i oczka z pyszną wodą. Sarny też lubią sobie popatrzeć na Płonkę z góry, zostawiły
Gabruni pyszne dropsiki :) Po krótkiej przer
wie na odśpiewanie zielnej litanii szło się jeszcze weselej :) I znów nasze wygniecione miejsce nad potoczkiem z widokiem na Stację Turystyczną Orle. Foksiki w osobach Bogusia i
Gabry zdrzemnęły się. Jaremka czuwała, pobrzękiwała na widok każdego, kto by się miał ochotę do śpioszków zbliżyć. Po konsumpcji z
łotych nagród i nagród specjalnych poszliśmy ścieżką dydaktyczną Modelu Układu Słonecznego, mijaliśmy kolejne planety, dyskutowaliśmy o kolejnej dyscyplinie, czyli mikstet
synchroniczny Fe i szarpnięcie. Zasady tak skomplikowane, że aż nie sposób wyjaśn
ić. Ale nasza dwójka Pąpiru i Laurentus właśnie zaczyna trening. Przerwa techniczna spowodowana ucieczką Bogusia i wizytą w Izerze. Gabrunia się przepięknie skąpała i jeszcze urodziwiej
zaczepiała turystów wzbudzając niekłamany zachwyt. Cóż się dziwić, istna uwodzicielka, na dodatek natura obdarowała ją urodą godną najwy
ższych ocen. Jaremka w tym czasie popływała. Pływanie zdecydowanie relaksuje MajLo a w Izerze to sama rozkosz. Futerko przeprane, idziemy
dalej. Przez Kobylą łąkę, p
rzecinając rezerwat Torfowiska Doliny Izery, mijając pozostałości wioski Groß-Iser po polsku Skalno, smutne fundamenty domów... dotarliśmy do Chatki Górzystów. Jedyny budynek, który przypomina czasy świetności osady, dawna szkoła a obecnie schronisk
o i miejsce, gdzie wielu turystów
zatrzymuje się na odpoczynek. Schronisko pustelnia, nie ma tu prądu, toaleta na zewnątrz a wodę pobiera się ze strumienia. Serce Izerskiego Parku Ciemnego Nieba i obok Orlego najpra
wdopodobniej najzimniejsze miejsce w Polsce. Zaledwie dwie noce temu zanotowano w tej okolicy
temperaturę -1,7 stopnia C. Kiedyś mieszkali tu pasterze, pracował młyn wodny, wystarczy trochę wy
obraźni, żeby zobaczyć jak pięknie się tu żyło i jak ciężko...W 1945 roku wysiedlono mieszkańców, teren zajęły Wojska Ochrony Pogranicza, Hala Izerska
opustoszała i ucichła. Dzisiaj znów tętni życiem ale to nie to samo życie, które zapoczątkował tu w 1630 roku Tomasz, uciekinier religijny z Czech. Mała Syber
ia, dom pasterzy, rybaków, kłusowników, prząśniczek, serowarów, drwali, szendzielorzy... Jaremka od myślenia o tych stadach pasących się na Hali zasnęła,
pewnie śniła, że to ona nimi kieruje i szczeka im ścieżki do soczystej trawy i od
gania od bagnisk... Siną Drogą dotarliśmy do Rozdroża pod Cichą Równią. Potem powtórka z niedzieli i wędrówka Dolnym Duktem Końskiej Jamy na Polanę do Cienkiego. Gabra nie dość, że się nie zmęczyła to jeszcze uporczywie dokuczała Bogusiowi. Jak zmęczyć to maleństwo... Może pora w Alpy? Matka Korzenna podarowałam nam piękną pogodę i wesoły dzień :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję