Tradycyjnie na początku listopada, zaraz po święcie
wydrążonej dyni i uczt za zmarłych kręciłyśmy się dookoła Chojnika. Na
rozgrzewkę szlak czerwony, dziś czerwony buczynowymi liśćmi.
Pięknie wygląda
jesień w lasach buczynowych, szare, gładkie pnie, liście w kolorze ochry, stal
i żelazo, zimne z ciepłym, na stokach góry Chojnik, między granitowymi skałami.
Brakuje tylko skrzata leśnego, księżniczki w krwistoczerwonej albo szmaragdowej
sukni i Witolda. Nasz cel wysoko nad nami, dumny zamek na skale, niezdobyty,
zwyciężony przez żywioły. Trzeba troszkę zejść ze szlaku na pastwisko saren,
żeby ujrzeć Chojnik w całej okazałości i przemyśleć, czy sił wystarczy na tą
górę.
Zadziera stołp ta twierdza :) MajLo zmierzyła Chojnik jęzorem i
zniecierpliwiona sesją pobiegła na szlak. Zdecydowała się na wejście Ścieżką
Kunegundy, czy już słyszała, czy jej psi zmysł jej podpowiadał? To było bardzo
wesołe spotkanie, zza skał wyskoczyła równie radosna młoda suczka Lejdi i obie
rudzieńkie zaczęły zabawę w liściach.
Aż szelki od tego popękały, aż się ludzie
śmiali, liście fruwały, ogony merdały, aż żal było się rozstawać, niestety
Lejdi i jej stadko miała całkiem w drugą stronę plan.
Ciekawe, czy przyglądała
się nam kuna Kunegunda… w końcu takie zamieszanie na jej ścieżce! Mało kto
wybiera ten stok góry, podejście jest bardziej strome i wije się między skałami,
ulewa liści, która musiała tutaj przejść niedawno pokolorowała szlak i skryła
pod buczynowymi, rdzawymi kałużami folium różne niespodzianki, nie zawsze miłe.
I dziwne, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, że po liściach jeszcze szybciej
by się zjeżdżało na sankach ! Zwłaszcza po lekko mokrych stokach usłanych
drzewnym opadem :)
No tak tak, z tym Witoldem tutaj to się trochę
zagalopowałyśmy, konina by sobie jeszcze połamał nogi na tych ukrytych
kamieniach albo co najmniej poobijał delikatne pęcinki. Lekko zagadane,
zapatrzone w okolicę i ustawienia Kani, zupełnie nieświadomie weszłyśmy na
biegnące nieco poza szlakiem, wiodące prosto na zamek, kamienne schodki. Nas tu
jeszcze nie było. Zupełnie nie przyszło Jaremce na myśl, że są tu po to, żeby z
nich nie korzystać! Zwłaszcza, że tak jej do twarzy na stopniach, wśród korzeni
i skał.
Stromo ale nie za długo wspina się tą drogą na zamek. Wystarczy przejść
pod kamiennym łukiem i można się już szykować na rycerską ucztę :)
Razem z nami
na Chojnik weszło słonko. Uczta solarna, bogata w witaminę D, z widokiem na
Hutnicki Grzbiet, Długi Grzbiet, Piekielną Dolinę i sąsiadkę górę Żar na
początku listopada. Takie atrakcje są dla tych co wierzą w lato na kilka dni po
pierwszym śniegu.
Przyjemnie jest się wygrzewać na pachnącej macierzanką plaży
pod zamkiem, planować kolejne wycieczki, odgadywać imiona szczytów… Relaks !
Słonko szepnęło, ze zaraz schowa się za chmury, więc się przeciągnęła Jaremka,
ziewnęła i ogłosiła pełną gotowość do zejścia. Entuzjazm MajLo, prawie bezludne
szlaki i dużo sił w zapasie.
Grupa skalna na północnym zboczu góry Chojnik to popularne miejsce, znajduje
się tu jaskinia szczelinowa, Jaskinia Zbójecka i Dziurawy Kamień. Tym razem nie
zajrzałyśmy do żadnej z jaskiń, bo mali zbójnicy właśnie dokonywali tu swoich
pierwszych geologicznych odkryć.
Zatłoczony autobus czekał na nas na przystanku.
Czy to możliwe spotkać w siódemce całkiem przyjazną i miłą owieczkę ? Możliwe
:) Z Kanią czeka nas jeszcze wiele ćwiczeń, nowy cel, jak oddać prawdziwy kolor
jesiennej buczyny .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję