Trochę nieśmiało
wybieraliśmy się dziś na spacer w górski las. Niebo kapryśne, pachniało
deszczem, słonko lekko niemrawe. Kto z cukru został w domu. Jaremka zaprosiła
do lasu TomToma, żeby sprawdzić, czy się nie rozpuści jakby co :) W autobusie
miła niespodzianka, Kora z Gosią i Jankiem. Okazało się, że też zaplanowali
niedzielę gdzieś między Michałowicami, Sobieszowem, Jagniątkowem, Piechowicami…
jeszcze nie wiedzieli dokładnie. Kora z Jaremką uprzejmie znosiły swoją obecność
w autobusie, pozbawione kagańców nadal zachowywały się jak na koleżanki
przystało.
W Michałowicach rozstaliśmy się, drużyna Kory obmyślała plan
spaceru. My ruszyliśmy w stronę Trzech Jaworów mijając neobarokową architekturę
Michałowic. Trasa do Jagniątkowa wiedzie wygodną drogą wśród przepięknych
lasów. Dzisiaj w kolorystyce dominowały modrzewie, żółcące się jasnymi plamami
na tle świerczyny. Przed nami wysoko przyprószone śniegiem Śnieżne Kotły,
Łabski Szczyt, Wielki Szyszak a w oddali całkiem już biała Śnieżka. Ledwo dwa
tygodnie temu byliśmy tam na górze i cieszyliśmy się z pięknej słonecznej,
letniej pogody. Na krótko ugościła nas Polana Widokowa, czas na wizję nieba i
czyjąś nutę silnego związku z pogodą.
Jaremka szalała w pogoni za latającymi patykami.
Polana Widokowa od dziś nam się będzie kojarzyć z uciekającą bezgłośnie sarną i
Libercem.
Chwila na nasycanie się
pejzażem i urokiem chwili. Potem szybko minęliśmy Sośnik i Grabowiec. Grabowiec
twierdza Puchacza, mało przyjazna, jakby skrywała jakąś mroczną tajemnicę
otoczoną prądem.
Przed wejściem do Cichej Doliny Jaremka wykąpała się w kałuży,
wszak strome zejście do doliny kryjącej najstarszą na Śląsku hutę szkła to
wydarzenie. Od XIII wieku rozwijało się w Quirltal szklarstwo, istniały tu huty
wędrujące, które przesuwały się w kierunku obecnego Piastowa.
Pewnie nie
umknęło to uwadze Goździeńczykowi pomarszczonemu, który przycupnął przy drodze.
Nasz gzrybowy okaz trochę się spóźnił, zwykle pojawia się od sierpnia do
października, pewnie ciepła jesień sprawiła, że wydłużył okres wegetacji.
Występuje pospolicie na niżu, w górach rzadko i jest jadalny, w smaku delikatny
ale mało wartościowy. Krótki popas urządziliśmy
sobie w sercu Cichej Doliny, pod dachem :)
Jaremka nastraszyła turystkę, było
też stłuczone kolano i drugie śniadanie. Razem z nami była też Wisława
Szymborska, która tak radośnie pisze o czystym sumieniu zwierząt i wytrwałym
milczeniu roślin. Chmurom poświęciliśmy chwilkę, tym co nic nie muszą :) Jak
łatwo niektórym przychodzi opisanie tego co istotne w najmniej zauważanym.
Trochę w błocie zeszliśmy do Piechowic. Minęliśmy sztolnie, wykute przez jeńców
wojennych, więźniów niemieckiego obozu w Borowicach. Dziś to dom dla
nietoperzy. W Piechowicach cisza i
niedzielny spokój, autobus za ho ho. Na szczęście blisko stąd do Sobieszowa,
więc zamiast narzekać i czekać poszliśmy dalej. Tam już na nas czekała siódemka.
Przeszliśmy trasę idealną dla tych co lubią las, ciszę, wygodne drogi i małe
różnice wzniesień. Na taką kapryśną pogodę to dość dobry wybór, na takie
towarzystwo każdy wybór jest trafny. Ciekawe dokąd prowadziły niedzielne
ścieżki Gosi, Janka i Kory?
Faktycznie Grabowiec(dawniej rezydencja Bismarcka) jest twierdzą bardzo nieprzyjaznego Puchacza. W zeszłym roku ochrzanił nas za brak wychowania za to, że usiedliśmy na skałach za blisko jego domostwa i opalającej się jego rodzinki. Odparliśmy atak twierdząc, że góry zawsze w Polsce były dla wszystkich. A jeśli chodzi o wychowanie to powinien się uczyc od nas...
OdpowiedzUsuńCóż, są ludzie i ludziska...
Poszlismy tak
OdpowiedzUsuńKociolki, Zloty Widok, kamieniolom i Piechowice Gorne
Jakis....zamalowal na bialo niemieckie ponad 100+letnie literki i dal polskie napisy. Nie wiadomo czy to nie jest ponowna akcja polonizacji Dolnego Slaska..
Goska i Kora