Com ja widziała, Cóżem
ja przeżyła, kędyś chadzałam… to wszystko moje, nie po nowemu. Bez końca
wakacje w Górach Kaczawskich i na pogórzu.
Żniwa w intensywnym trakcie,
ścierniska świeżuchne, wapnują a potem zaorają. Mój mój, Moja moja i Nasza
nasza z nami, czyli Bogo, Gabruszka i Barbasia, rozszczekany, zawęszony obóz
wiecznie wędrowny.
Traktor w porze przedpołudniowej drzemki, bo stał i nie
warczał silnikiem. A co tam MajLo słychać nad stodołą? Siano pachnie, kot się
wyleguje, owsa trzeba przypilnować przed gryzoniami… pod sam dach wspiąć się po
schodach, obwąchać kto ślady zostawił, taki pod dach to dopiero ciekawe
miejsce.
To tutaj śpi maszyna młocarnia, chyba dawno nic nie miała do roboty,
śpi głęboko, pachnie wyśmienicie. Z samej góry widoki są… na sam dół.
Przyczepa
przygotowana, owies w workach, czas na wysokie łąki z widokami na Bucze Wielkie
i Małe, na Sokołową Górę, Ostrzycę i te inne, jeszcze niepoznane wzniesienia do
na przyszłość. Zachwycająca okolica. Na przyszłość odnaleziona zwyżka, z której
pewnego dnia na pewno wypatrzymy tego i owego.
Amatorów wysokich łąk jest
wielu, zostawiają ślady… na krzakach owcze runo, kierdel tego dnia beczał gdzie
indziej.
No szkoda, bo by się zagoniło… I bez kierdla można poganiać. Gabrusza
z Bogo coś tam wywęszyli, zniknęli, wrócili uśmiechnięci. Barbasia cierpliwie
szukała zwady, tym razem bez skutku. MajLo korzystała ze słonka, ratowała
aporty przed zaginięciem w łące i towarzyszyła.
Eskorta w niesieniu
patyka, w bieganiu, w szczekaniu, w czym
jeszcze mogę pomóc? Nic do roboty? To sobie poleżę. Nawłoć zakwita i świat
żółknie, mówią, że to zapowiada jesień. Pewnie tak właśnie jest, że jesień
przyjdzie, poranki i wieczory chłodne już.
Można by powiedzieć, taki zwyczajny
spacer, można by, gdyby nie to, że z gęstwiny nagle wyskoczyła całkiem ruda i
spora sarna i niemal nie stratowała Pąpiru! Stało się to tak nagle, że trzeba
tu wierzyć wyłącznie na słowo. Jedna mała refleksja na zupełnym marginesie:
Andrzej z wąsem to typowy mieszkaniec tych terenów, występujący masowo, czasem
miły, rzadziej nie bardzo. Trochę nam szkoda, że kombajn się spóźnił, ten na
który czekaliśmy od rana.
Witoldowe łany zebrane, nowe ziarno suszy się w
sąsiedztwie ziarna starszego. Jeszcze tylko poplon, gryka, jabłka, gruszki, śliwki,
aronia, jeżyny i maliny, okopowe, dyniowate, fasolki, fasole… wykopki i można
myśleć o następnym sezonie… w przerwach orka, głęboszowanie lub inna kultywacja,
talerzowanie, wapnowanie, siew, nawożenie… magazynowanie, przetwarzanie, skup…aż
do zimy pełne rolnicze ręce roboty. Na dodatek sezon myśliwski! Nieustające
wakacje, niekończące się atrakcje. Nasz nasz mikroregion kaczawski, przyjemny
podręcznik życia blisko natury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję