Weekend
myśliwsko-zbożowo-konny plus biesiada leśna. Wypchany zajęciami jak worek św.
Mikołaja prezentami.
Na początek skoro świt pobudka i do prac gospodarskich
albo gospodarczych? W Kole Łowieckim TUMAK. Będą nowe piękne zwyżki. Wyraźnie
niewidzialna, niezauważalna, zupełnie transparentna ekipa bez wąsów otrzymała
zadanie wyjazdowe, czyli wbicie nowych szczebli w drabince jednej z ambon z
widokiem na PGR w Jastrzębniku.
Zadanie potraktowane bardzo poważnie ze sporą
dozą artyzmu. Drugiej takiej ambony na pewno nie ma w całej okolicy. W nagrodę
za machanie młotkiem i wyginanie zbyt długich gwoździ spektakl w wykonaniu kozłów,
które się rogowały i nawet nie zauważyły, że mają widownie.
Kania pociła się
ale… za cienka na takie odległości. Transparentna ekipa po powrocie dostała
nowe zadanie, kulinarne, Pąpiru samodzielnie upiekła kiełbaski dla połowy koła
;) Wyżeł Antoś krążył wkoło tematu…
No i
był jeszcze wiejski piesek kaczawski, machał ogonkiem z progu. Następne w
programie było zboże dojrzewające i skoki w wykonaniu Bogusia i Gabry. Barbasia
z Jaremką pozowały bez wygłupów. Dróżka wśród kłosów wiedzie do stajni.
Witold
rozziewany upałem udostępniał swój grzbiet bez protestów. Nawet Bogo się
załapał, no kto to widział, żeby pies na koniu? :) Jakby to pierwszy raz…
przecież Witul i Bogusiek to przyjaciele. Jaremka nie skorzystała, skupiła się
na oszczekiwaniu bardzo cierpliwych i wyrozumiałych kopyt.
Na koniec długiego
dnia miłe spotkanie. Wielka miłość MajLo, Tofik, sobie taki wiejski
przystojniaczek, rezolutny i pogodny. Cześć, cześć witaj, podogonki obwąchane,
buziaki, kółeczka grupowe i do następnego.
Niedziela zaczęła się otwarciem
stolikowego salonu fryzjerskiego, klientka Gabruszka i klientka Barbarella w
nowych stylizacjach. Jaremka załapała się na golenie uszu. Trwało to nie dłużej
niż msza w kościele po sąsiedzku.
Potem była Biesiada Leśna w Rzeszówku, wiosce
wśród lasów. Już nieco mniej niezauważalna ekipa bez wąsów promowała Koło
Łowieckie TUMAK. Impreza na wysokim rzeszówkowskim poziomie. Jaremka
postanowiła przespać ją w klatce, bo w całej okolicy roiło się od
rozentuzjazmowanych dzieci.
Gabra odbyła lekcję z wypchanym dzikiem, oszczekała
go z pasją, na szczęście mocno trzymana nie chwyciła go za gwizd, a przecież
bardzo chciała. Nasza Basia od białego szwajcara dbała o nas i przynosiła
smakołyki ze stołów gospodyń wiejskich. Basieńko dziękujemy!
Pysznie było, chleb
ze smalcem, pierogi, pasztet, ciasta… i Twoje towarzystwo. Centrum Kultury,
Sportu i Turystyki w Świerzawie ma świetnych pracowników. Weekend dopełniał się
w towarzystwie Witolda. Gdzieś tam od Sokołowca klangor żurawi, szczekanie
saren, słonko zachodziło, Witold tarzał się w trawie jak źrebak, jaskółki
krążyły nad głowami. Jeśli gdzieś jest raj, to musi być w nim tak właśnie. A gdyby baba miała wąsy to by miała na imię
Wojtek ;)
Mimo wszystko, choć troszeczkę rozumiemy potrzebę,
OdpowiedzUsuńnie popieramy myśliwych i ich kółek.
Nigdy nie potrafiłybyśmy zabić z premedytacją żywe stworzenie( oprócz much i os)
Goska i Kora
każdy na coś poluje :)osobiście wolę nie spotkać dzika na osiedlu, chcę też jeść chleb z polskiej mąki :) Co do polowań to trudna sztuka, nie dla mnie zupełnie. Pozdrawiamy !
OdpowiedzUsuń