W czwartek rano
spakowane stosy skarpet, obowiązkowe klapki i zapas sił oraz dobrego humoru
plus 500 dolarów w gotówce, to znak, że zapowiada się nocleg w górach.
Mini
ferie w najwyższy czas, zanim miłośnicy gór z daleka nie zajmą najlepszego pokoju
106 w Strzesze Akademickiej. Zamówiony śnieg czekał, mniej oczekiwane
oblodzenia na szlakach też były, bigos w schronisku palce lizać.
Pierwszego
dnia mróz trzymał wszystko w ryzach, tak do wczesnego wieczoru. Do naszego
pokoiku 106 szło się przyjemnie, patyki latały, Śnieżka się prezentowała
doskonale, trochę lodu tu i ówdzie, żadnych upadków, sama radość.
Przed
wejściem do Strzechy lodowisko, zapach bigosu dodał nam skrzydeł, udało się
jakoś utrzymać pion. Po uczcie przyszło nam na myśl odwiedzić browar w Luční
boudě.
Zaczęła się walka z trudnymi warunkami na szlaku, jak nie ślisko, to
zaspa po kolana do tego doszły porywiste podmuchy wiatru na Równi pod Śnieżką,
widoczność malała, zmrok! Typowe warunki zimowe, grudniowe przed godziną 17.00.
To miała być zaprawa przed piątkiem. Po ciemku góry smakują inaczej, docenia
się tyczki i psa, który wie którędy iść i jak cudownym wynalazkiem jest
latarka.
Strach nam nie towarzyszył, bo drogę znaliśmy na pamięć. Grupa trzech
Jot. Bo było nas troje łącznie ze Szczypiorkiem. Piwo Parohač smakuje
wyśmienicie, nawet tym, którzy za piwem nie przepadają.
Chciałoby się
posiedzieć po czeskiej stronie dłużej ale noc zapadła a do 106 daleko. Żwawo
przez Grzbiet Śląski, jak to dobrze, że była latarka :) I jeszcze milej, że
przyszła lekka odwilż i nie ślizgaliśmy się po ciemku w dół.
Karkonosz nam
sprzyjał, miał nad nami baczenie. To był jedynie wstęp do piątku. Jaremka
odsypiała zawieje podśnieżkowe w wygodnym łóżku. Reszta studiowała mapy, w
przerwie było drugie podejście do szalonego prysznica Strzechy Akademickiej. Do
snu nam huczał górski siłacz wiatr. A był jeszcze kot, który pojawił się
znikąd. Dziwny kot.
OdpowiedzUsuńW górach śnieg a na nizinach go brakuje, na święta mogłoby trochę go spaść :)
Pozdrawiam serdecznie
Damian :)