Sędziszowa, dawny
niemiecki Röversdorf, wieś do której szczęśliwie przybyli dziadkowie, osiedli
tu, założyli rodzinę, hodowali krowy, kury, kaczki, nutrie, króliki, gołębie i
może coś jeszcze, o czym nie pamiętam.
Uprawiali pole, pracowali ciężko,
służyły im konie, psy, koty, pomagali sąsiedzi. Dziadek coś tam pędził, babcia
coś tam przetwarzała…
Dochowali się dzieci, wnuków, prawnuków. Dziadka już z
nami nie ma. Dziadek kochał chlapnąć i lubił pewną jasnowłosą wnuczkę po
gospodarstwie oprowadzać. Ona do dziś pamięta, jaki delikatny jest pyszczek
cielątka i jak dziwnym stworzeniem jest nutria.
Od tamtych czasów wiele się
zmieniło w Sędziszowej. Nawet dom już nie ten, nie ma też tego pokoju z zegarem
i puchową pierzyną i obrazem z dzikami na ścianie… Na szczęście obraz nie
zginął, na dodatek jest nasz. Czeka na oprawę i czyszczenie i będziemy się
chwalić :)
Okolice Sędziszowej są bajeczne, strome pagórki, zalesione, najeżone
kamieniami, królowa Wielisławka i jej organy, największa tutejsza atrakcja –
Porphyrbruch, odsłonięte ryolity o strukturze słupowej powstałe w wyniku
stygnięcia magmy.
Słupy nie zawsze pionowe. Wielisławka to pozostałość po
kamieniołomie, daleka siostra Łomów i Wilczej Góry. Kiedyś na jej szczycie albo
w drodze nań znajdowała się restauracja, dzisiaj rosną tam pyszne grzyby. Podobno
wycofujące się wojska niemieckie gdzieś w tej okolicy ukryły skarby!
To bardzo
optymistyczna legenda ludowa, może te skarby wciąż nieodkryte spoczywają gdzieś
na naszym prywatnym hektarku. Jednym z piękniejszych miejsc w Sędziszowej jest
młyn, zbudowany w 1827 roku, do niedawna służył do produkcji mąki, obecnie to
zaplecze małej elektrowni wodnej.
Od Organów Wielisławki dzieli go kilka minut
spacerkiem wzdłuż kanału. Potem można odbić w prawo i powspinać się
bukowo-świerkowo-sosnowym lasem wedle uznania, ścieżek tu mnóstwo, ludzkich i
zwierzęcych. Jaremka wyszalała się w liściach, no skoro nie ma śniegu to
chociaż to :)
MajLo to zdecydowana miłośniczka wsi, jeszcze trochę a zacznie
zaganiać cudze owce. Po obejściach już sobie beztrosko biega i straszy koty.
Ostatnimi czasy odkryła, że zaleganie na progu to niepotrzebna bezczynność,
zwiedzanie, to dopiero frajda.
Daleko zajdzie. Nikt jej nie ogranicza, tylko
ten płot! Zanim płot to była jeszcze
okazja pospacerować nieczynnym, zupełnie rozebranym torowiskiem linii 312 z Marciszowa
do Jerzmanic Zdrój, po którym ostatni pociąg przejechał w 1995 roku. Na stacji
Willenberg, na stacji Sieńsk nikt już na pociąg nie czeka. Wielka szkoda, bo
widoki na tej trasie, w dzieciństwie pokonywanej od stacji Stara Kraśnica do
stacji Sędziszowa były przepiękne. Teraz można jedynie pieszo. Widoki na
szczęście wciąż aktualne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję