wtorek, 19 kwietnia 2011
Borowice-Karpacz-Polana-Pielgrzymy-Dolina Jodłówki-Borowice
Początek dnia nie zapowiadał niczego dobrego. Masowa komunikacja miejska, kaganiec, mnóstwo cudzych nóg, brrr. Na szczęście wśród pasażerów znalazła się miła dziewczynka, która delikatnie głaskała mnie po głowie aż do Podgórzyna. A potem zaczęła się bajka i szybko zapomniałam o stresie autobusowym. Wyruszyłyśmy w pierwszą prawdziwą górską wycieczkę w tym roku. Z Borowic do Karpacza szło się mocno pod górę. Po drodze odwiedziłam kultowy bar Bogdanka, niegdyś UFO, albo KOSMOS? serwujący zimny kefir jak była potrzeba:) Potem piękną chatę sudecką i w las. Szło się wybornie, aż do kościółka
Wang w Karpaczu. Pan w kasie KPN był dla mnie wyjątkowo miły i wcale się nie złościł, że jestem nieufna :) Mieszkańcy powiatu nie płacą, 5 zł w kieszeni. Niebieskim szlakiem przez Rówienkę dotarłyśmy szybko na Polanę (1050-1100 m n.p.m.). To już mój drugi raz tutaj... Z Polany spontanicznie ruszyłyśmy żółtym szlakiem. Przypomniał nam się dogtrekking, wtedy wędrowałyśmy w odwrotnym kierunku. Nie lubię kładek! kradną mi łapki. Minęłyśmy Kotki i dalej po kamieniach w stronę Pielgrzymów. Pielgrzymy (1024 m n.p.m.) nas zachwyciły, te trzy potężne grupy skalne tworzą magiczny klimat. Czas nas nie gonił, poszłyśmy wyżej, cel był wyznaczony, dojść do piętra kosodrzewiny, mimo, że śniegu tu jeszcze sporo. Udało się, w połowie drogi na Słonecznik zawróciłyśmy, było ślisko i zbyt niebezpiecznie. Ten cel zostawiamy na później. Nie ma nic za wszelką cenę :) Schodzenie po kamieniach nie jest łatwe, udało się bez urazów. Z Polany poszłyśmy kawałek w stronę schroniska Samotni, żeby rzucić okiem na Biały Jar i do domu :) Tym razem nie przez Karpacz, tym razem rzuciłyśmy wyzwanie Dolinie Jodłówki, która tak nas wymęczyła podczas dogtrekkingu. Było warto, Jodłówka jest niezwykle urokliwa, nawet jeśli wymaga sporej kondycji i uwagi, bo idzie się jednym z jej toków. Dobre miejsce na letnie lenistwo. Zeszłoroczna złość na ten fragment żółtego szlaku w stronę Przesieki poszła w niepamięć. Do domu wracałyśmy autobusem. Mniej stresowo, bo byłam zmęczona jak diabli. Miło jest w jeleniogórskim MZK linia 4 :). Takie oto atrakcje oferuje okolica miasta bez przyszłości, perspektyw i bogatej oferty kulturalnej za jakieś 15 zł :) Tylko głupi by tego nie docenił!:) wystarczy mieć czas! A widoki na Śnieżkę - bezcenne !
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Misia już szlaki przeciera :) Trasa jak na tę pore roku trudna. Ale za to widoki wspaniałe. Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńEch... też bym tak chciała - wyjść z domu i codziennie przetrzeć inna ścieszkę.
Całusy dla wielkanocnego "króliczka" :)))