czwartek, 15 września 2011
KKK i Freestyle, kąpiel i aport
Miasteczko nasze piękne powiatowe, górami otoczone, rozcina rzeka Bóbr. Bóbr wypływa z gór i czasem pędzi jak oszalały, powiatowy ludek wykorzystuję siłę tej rzeki stawiając na niej elektrownie wodne. Jedna z nich produkuje prąd zaraz koło domu Jeremiki. Miejsce zwykle zarośnięte, zaniedbane, atrakcyjne dla lokalnych smakoszy tanich win raz w roku ożywa na sportowo. Karkonoski Klub Kajakowy organizuje tutaj Mistrzostwa Polski w Freestyle'u Kajakowym, już po raz szósty! Takie cuda tylko tutaj :) Zawody zaczynają się jutro, czyli w piątek i potrwają trzy dni. DJ miał niezwykłą okazję podziwiać przygotowania do rywalizacji i treningi zawodników. Można zaryzykować, że to pierwszy cardigan, który się temu przyglądał? Chociaż bardziej był zajęty obserwowaniem obserwujących a nie obserwowanych. Zawodni Karkonoskiego Klubu Kajakowego piszą na swojej stronie internetowej : Naszą pasją jest wykonywanie najbardziej powietrznych, obrotowych, szybkich i dynamicznych figur wykorzystując do tego dość krótkie kajaki i możliwości jakie dają rzeki górskie, Fale mórz i oceanów, jeziora, a nawet baseny pływackie i stoki narciarskie;) W czasie zawodów do których trenujemy chodzi głównie o to by pokazać w niezbyt długim czasie (45 sekund), jak najwięcej trudnych, widowiskowych figur, takich jak np.. Loop ( salto), czy Air Screw (powietrzna śruba). Może Ci się wydawać, że 45 sekund to dość krótki czas by poważnie się zmęczyć ale uwierz mi, że trzeba specjalnie się przygotowywać by w czasie zawodów pokazać wszystkie swoje możliwości i nie paść ze zmęczenia.
Oglądanie ich ewolucji było czymś niezwykłym. Banda ludzi z pasją trenująca zaraz obok osiedla, gdzieś w środku miasta. Jelenia Góra potrafi zaskoczyć :) Od samego patrzenia DJ zapragnął sam wskoczyć do wody. Bóbr to dość spora rzeka, pomieści wszystkich miłośników sportów wodnych, bez względu na ilość nóg. Najpierw było brodzenie w płyciźnie. Potem poważne pływanie połączone z moczeniem grzbietu i ratowaniem tonących patyków. Na koniec pierwsza lekcja z nowym aportem, ale to już na łące. Aport dość ciężki, wciąż poszukiwana jest metoda chwytu i sensu noszenia czegoś tak wielkiego w pysku. Smakołyki pomagają. Ćwiczymy pomalutku, bez nerwów, w końcu najlepiej uczyć się bawiąc. Njelpiej opanowany jest bieg do aportu... :) Tak minęło DJowe popołudnie w mieście. Chyba było intensywne, bo po kolacji znów zasnął bez marudzenia ... :) Może śni mu się taki zgrabniutki, krótki kajak... a może, że jest rybką, albo, że aport jest mniejszy albo pyszczek większy, lub metoda noszenia aportu? Co by to nie było, to zdrowy sen pozwoli mu zebrać siły na nowy dzień.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję