Jedna mała
przyjechała i się zrobiło zamieszanie na
spacerze. Sama przyjechała, tzn. nie sama, bo z Pąpiru ale bez Bogusia i Barbry.
Poszliśmy na buchtowisko pod zrujnowany dom młodzieżowych podróży i onegdaj
słynną na cała jeleniogórską wieś dyskotekę, gdzie niejedno małżeństwo się
zawiązało albo rozwiązało a alkohol strumieniami do potoku spływał. Miejsce
pielgrzymek spragnionych pląsów i romansów.
Dziś cisza, spokój, ruina tylko sarny i dziki tu zaglądają, pielgrzymują
psy i ich właściciele w poszukiwaniu tropów i parkingu pełnego pastelowych
trabantów. Są i nie ma, a przecież były, bezczelnie błyszczały lakierem na
słonku! Odeszły jeszcze kiedy Jaremki nie
było na świecie, odjechały do dumnych właścicieli. Ach co to był za luksus!
Teraz Gabra tu szaleje z Jaremką za nic mają historie, które się w tych
krzakach działy.
One dwie szalone tworzą własne opowiastki jak złapać ogon
ciotki wredotki, jak się efektownie przeturlać pod Gabrą, która którą i w czym
wyprzedzi.
A okazja była przy okazji złożyć półurodzinowy
głask na głowie Gabry. Bo ta mała kończy pół roku i już o sobie myśli, ze jest
dorosła, przynajmniej kulinarnie :) Rośnij Bruszko trzpiotko zadziorko.
Zdrowo
i szczęśliwie żyj. Prezent półurodzinowy w pół drogi do Ciebie. I nie będzie to półka, półgęsek (a szkoda), półidiota ( na szczęście), może to będzie półmisek północą półsennie na półpięterku napełniony pysznościami? Półmetrowa kiełbasa w pół sekundy zjedzona na kuchennej półpustyni w półsiadzie?
Pół wiemy a pół nie ale na pewno cała przyjemność po obu stronach po połowie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję