czwartek, 14 stycznia 2016

Wyprawa zimowa na Słonecznik



Dłużyło się nam, jak w poczekalni na szarym ogonka końcu, 
czekanie na śnieżuchę zimuszkę dłużyło się w niekoniec. Wizyta zatem odbyła się duszpasterska duszgórska dusz głodnych białych krajobrazów, szczypania w policzki i skrzypu skrzypu skrzyp.   
Trasa dla śpioszków leniuszków, krótka ale niełatwa. Z Karpacza Wangu na Polanę, Kotkom pomachane, co  po prawicy w słonku wygrzewały swoje skały szare, miau. Jaremkowe konieczne szaleństwo na lekko pośnieżonej hali, ach widoki, widoki, szaleć do woli można, 
bo chmury tworzyły swoje kompozycje, odkrywały, zakrywały, grały, pływały, nadciągały i wracały. Do Pielgrzymów jeszcze słonko z nami szło, do Pielgrzymów na 1200 m n.p.m. jeszcze siłkę miało a potem się w chmury otuliło i odpoczywało.   
Następne półtora kilometra  w chmurze gęstej aż do Słonecznika, 230 metrów różnicy poziomów i 16 % nachylenia. Wiatr, mgła i pół godziny samemu ze swoim światem plus dumne tyczki przewodniczki. 
Weszłyśmy na teren gminy Podgórzyn, 1 423 m n.p.m. jedno z najwyżej położonych punktów na turystycznych szlakach Karkonoszy, wyżej jedynie Spalona Strażnica, Łabski Szczyt, Wielki Szyszak i Śnieżka… inne wyższe punkty są niedopuszczalne albo o nich zapomniałyśmy ;). 
Słonecznik zegar dla mieszkańców Podgórzyna tego dnia nie wskazał południa wespół ze słońcem. Chmury nie pozwoliły. 
Biało, wiało na grzbiecie, zima, której nie widać w kotlince, tutaj się rozpanoszyła aż miło i aż rękawiczki i dech zapierało. Wspaniale. 

Tego nam było trzeba i tego się chciało. Schodziło się wesoło, znów chmurne spektakle się odbywały, widzę, nie widzę, jest, nie ma. Duch Gór w swoim domu na skale też to oglądał a na koniec uśmiechnął się do nas promiennie na Polanie i poszedł się kapać w rześkiej mżawce.   

Bez nurkowania w śniegu ten spacer byłby niepełny, tak twierdzi MajLo a kto nie wierzy ten o śniegu nic nie wie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję