czwartek, 28 sierpnia 2014

Schronisko pod Łabskim Szczytem - Jagniątków - trasa alternatywna




Rumiany, kasztankowy… niezbyt różowy, czerwony szlak między Morenami a Gawrami, zboczem kotła, 
porośniętym kosodrzewiną, jagodzinami, urozmaiconym głazami. Jedna z dróg od Łabskiego Szczytu do Jagniątkowa. Dość wąska, momentami stroma, momentami śliska, korzeniowa, trudno z niej zejść, więc potrzeby można na niej odnotowywać w dość niemiłym natężeniu. 
Na całkiem wygodnym zboczu zjadłyśmy tajemnicze danie turystyczne, popicie oryginalne, wtedy jeszcze nikt z nas nie wiedział, że trudności dopiero się zaczynają ;) 
Na początek strome formacje skalne, Niedźwiadek, Ostroga i kosówka. Z wnikliwej analizy mapy wychodzi, że to najniżej położone piętro kosodrzewiny w polskich Karkonoszach, no chyba, że coś zostało przeoczone. 
1 000 m n.p.m., oczywiście nie liczymy krzaków w domowych ogródkach i szkółkach. Widocznie ciężkie tu panują warunki, zima wcześniej zagląda do Łabskiego Kotła i nieprędko go opuszcza, okres wegetacji  krótszy. Gęste krzewy Sosny górskiej chronią skały i glebę przed erozją a rosnący niżej las przed lawinami. 
 Subalpejskie piętro kosówki oddziela lasy regla górnego od hal. Przeszłyśmy tego dnia wszystkie trzy piętra a nawet i czwarte regla dolnego.  Momentami było zbyt stromo dla krótkich łap MajLo, no co za szczęście miała, że był z nią osobisty nosiciel. Stromy i kasztankowy szlak czerwony finiszował wyschniętym korytem, czy to miłe, trzeba samemu sprawdzić. Potem był szlak czarny, ten sam, co rano. Zatoczone koło i powrót do Jagniątkowa. 
Dziwnych ludzi można tu spotkać, dziwnych i nie zawsze wzbudzających pozytywne uczucia. Przyroda rekompensuje to w nadmiarze. Gabra wreszcie się zmęczyła, podsypiała w autobusie, w jej przypadku to niezwykłość. 

Jagniątków - schronisko Pod Łabskim Szczytem



Zaczęło się od wrednej baby w autobusie i szturchnięcia, którego nie było, potem przytrafiło się wdepnięcie 
w drużynie i tak właśnie nasza wyprawa nabrała indywidualnego wyrazu.  Kasztankowa ostatecznie, chociaż po drodze bywało różnie. Jednak kasztanowa była najbardziej. Jagniątków zubożał o jedną sarnią polanę, wzbogaca się o mieszkańców. 
Będzie nam brakować tego kawałka trawy z sarnami i skałką. Zostały jeszcze ze dwie :) W lesie straszy podlotami, Rudzik zwyczajny ćwiczy loty i wrzaski, wrzasko-syki. 
Raszka jest gniazdownikiem, maleństwa opuszczają gniazdo po około 2 tygodniach od wyklucia i zaczynają walkę z grawitacją. Gniazda rudzików wcale nie znajdują się wyłącznie na drzewach w dziuplach, najczęściej są schowane w mchu, pod korzeniami, w trawie. 
Gdyby nie pewien plan…  zabawne ptaszynki można obserwować bez końca.  Czarnym szlakiem przez Trzy Jawory w towarzystwie szlaku niebieskiego nasz kwartet wytrwałe wspinał się pod Łabski Szczyt. 
Obowiązkowa kąpiel w Szklarce, głównie dla zdrowia i urody, bo Szklarka według legend była urodziwa, zapewne i zdrowa była, istny ideał, zauroczyła nawet Ducha Gór i sarenkę. Nie ma co spodziewać się szczęścia po kąpieli w Szklarce, to dziewczątko szczęścia nie miało, smok był niegodziwy a Duch Gór za wolny i niecelny. 
Nie dla wszystkich to była wolna sobota. Koń zrywkowy ściągał pnie z Moren, stromizn i błocisk. My szlakiem orzeszkowym, wyłożonym granitowymi głazami, pod górę, z grzybami, w tempie zbieraczy. Z przerwą dla tropicielki Gabry, bo się jej aż palił… nos ;) 
Potem był ten najbardziej zaczarowany kawałek karkonoskiego lasu, tam, gdzie światło jest wyjątkowe i cisza, która daje spokój, zaledwie kilka kroków innego świata, nie da się nie zauważyć. Zaraz za magią rozpościera się widok na schronisko Pod Łabskim Szczytem, Śnieżne Kotły i Szklarską Porębę. 
Pachnie jeleniami, tu sobie lubią poryczeć. Pąpiru badała i dokumentowała florię korkontoi. W schronisku tłum, hałas, gorąc, drogo. Mimo to miło, zwłaszcza na łące z widokami. Turyści bywają przeróżni, znajomi i nieznajomi, zadowoleni i marudni, uśmiechnięci i na odwrót. Niektórzy się po trawie turlają i mają głupawkę, takich omijamy najszerszym łukiem ;) 
Łatwo wyznaczyć północ spod Łabskiego Szczytu, wystarczy wyciągnąć palec wskazujący do Borówczanych Skał, tam właśnie jest północ, Bałtyk w tamtą stronę! Na Batorym pewnie by właśnie tyfon wzywał na obiad. U nas na obiad Izerskie, tradycyjnie zaczęłyśmy od zupy. I tu przerwa na degustację, Jaremka w trybie czuwająco-podsypiającym, w każdej chwili gotowa włączyć sygnał alarmowy, Gabra w drgawkach z emocji, że czas marnujemy a tam w lesie zwierzyna ! No to trzeba było zakończyć głupawkę i turlanie po trawie… Cała naprzód. Kierunek północno-wschodni. Szlak w związku z tym będzie czerwony. Rumiany, kasztankowy…

niedziela, 24 sierpnia 2014

Lisek chodził chodził i się załapał





Chodzi lisek koło drogi

Cichuteńko stawia nogi,

Cichuteńko się zakrada,

Nic nikomu nie powiada.

Wersja dla Kasi H, która nie jest społecznościowa. 
Życzyła nam udanych łowów i proszę proszę, lisek. 

Egzemplarz kaczawski wypatrzony zamiast kani przez Pąpiru. 
A wyglądał z daleka jak sarenka. Lis to był rudy, drapieżnik z rodziny psowatych.


Chodzi lisek koło drogi,

Nie ma ręki ani nogi,

Kogo kitą przyodzieje,

Ten się nawet nie spodzieje. 


Wersja dla pozostałych, niezbyt logiczne przedszkolne rymowanki.








Kozie Grzbiety <-> Polana




Z niemałym poślizgiem, z ogromną przyjemnością, tym razem prezentacja szczególna. Na dziś najpiękniejsze znane nam miejsce na świecie.   
Między Świętym Piotrem i Białą Łabą. Krótki, zaledwie 3 km długi, skalisty grzbiet typu wysokogórskiego z graniami, wysokogórskimi łąkami,  zbudowany ze skał gnejsowych, jedyny taki, 
odporny na wietrzenie dzięki klamrom hornfelsu i z niepowtarzalną atmosferą. Sudeckie Kozie Grzbiety, należące do Masywu Czeskiego, tworzą jego charakterystyczną dominantę. Najlepiej podziwiać je z punktu widokowego Krakonoš na wysokości 1422 m n.p.m. , przy okazji można zapoznać się z nazwami wszystkich widocznych szczytów i grzbietów, jak ? Trzeba sprawdzić samemu :) 
Oprócz ludzi do punktu widokowego dotarł grzybek, oczy miał jak widać na miejscu, wypatrzył się, wpatrzył się, uśmiechnął i poszedł z nami. 
Chwilę poleżał z MajLo na wrzosowisku, klimat się zrobił alpejski, chociaż wystarcza nam sudecki, bo wcale nie jest gorszy. Przed nami Stoh 1315 m n.p.m , Zadní Planina 1423 m n.p.m. i dalej  Sedmídolí, w tej dolinie, którą tworzy siedem potoków zasilający Łabę, 
w 1726 roku dnia 16 września zastrzelono ostatniego czeskiego karkonoskiego niedźwiedzia brunatnego. 78 lat później kula myśliwego dosięgła ostatniego karkonoskiego niedźwiedzia po stronie polskiej. Od tej pory ani widu ani słychu, chociaż pewności nie ma, że ich tu nie ma ;) 
Widoków tu na długie godziny, na wrzosowisku odpoczywa się wygodnie i pachnie, czas mógłby tu stać w miejscu, gdyby mógł, raz by chociaż się zatrzymał… Tak było, tam i wtedy, miejsce odpowiedzi, akumulacji. 
Nasycone kupki wzrokowe, nakarmione oczy, myśli uspokojone, brzuszki napojone ze źródła Rennera, studzienki pysznej. Można wracać do kraju ;) Po czesku jakoś wydajniej się myśli. Nikt nie spycha psa wzrokiem w przepaść, większość się uśmiecha i zapytuje. Wystarczy jeden krok przez różową linię przerywaną na mapie i wiele się zmienia. Przecież oddychamy tym samy powietrzem.  
Wracałyśmy górą, szlakiem nad Małym i Wielkim Stawem, który u niejednego turysty wywołuje lęk wysokości. W tym roku umknął nam okres kwitnienia Tojadu mocnego, z grona najpiękniejszych roślin Karkonoszy. 
Miłośnika pasm górskich objętego całkowitą ochroną i  jednej z najsilniej trujących roślin polskiej flory. Niewielka dawka nasion wywołuje paraliż nerwów, zatrzymanie pracy serca. Trująca akonityna może wnikać przez skórę. Tojad mocny zapylany jest wyłącznie przez trzmiele. Kozy go nie jedzą, instynktownie.