niedziela, 18 grudnia 2011

Na Koziniec z Lawrencem Wit

Niedziela. Miała być górska wycieczka ale się nam pogubiły dokumenty a bez nich trudno podróżować autobusami. Poza tym raz w tygodniu trzeba się jednak wyspać. Zwłaszcza człowiekom. Pogoda trochę barowa, spało się doskonale ale w południe padła komenda spacer i poszliśmy. Jaremka, pani i Pan Wit. Pan Wit nigdy nie był na Kozińcu, więc cel się szybko ustalił. Po drodze spotkaliśmy kolegę beagla, czyli Czestera. Jaremka już się go od dawna nie boi, chociaż to pies raczej energiczny. Krótka zabawa, potem Czester poszedł sobie do Dziwiszowa a my w stronę Grabarowa. Wizyta w krowim kraju, pierwsza, bo zwykle nie zaglądamy tam na podwórze. Krowy pozamykane, pewnie zajadały właśnie kiszonkę, bo nie było ich słychać. Na Kozińcu jak zwykle pusto, coś tam po lesie chodziło, bo Jaremka nasłuchiwała i ginęła na krótkie chwilki w krzakach. Śniegu tyle co Zulus napłakał, za to buczynowych liści całe morze. Morze szaleństw doprawdy. Koziniec to najwyższy szczyt Wzniesień Dziwiszowskich, zbudowany z granitu, to zaskakujące, bo podobno geologicznie wygląda inaczej niż wszystko dookoła. Nowe zadanie na kiedyś-odszukać co to za granit :) Dla nas pomarańczowy, z białym, trochę różowy, sypki, taki właśnie Koziński :) Za to nasz gość na Koziniec, tak na serio Wawrzynek, bardzo się tym zaciekawił. Z Kozińca zeszliśmy a raczej ześlizgnęliśmy się na pastwisko, widoki na Góry Kaczawskie, kierunek Komarno. Nasze jedne z ulubionych, bo tak blisko i tak malowniczo. Co tam Aspen, Tyrol, Himalaje. My tu mamy takie malownicze miejsca, że ani w głowie nam szukać lepszych :) Na pastwisku się okazało, że śniegu wcale nie ma więcej, chociaż to ta strona, gdzie powinno być go sporo. Widać jeszcze nie nadszedł albo nie napadał. Korzystać należy z tego co jest, wytarzać w tej okruszynie śniegu niezwłocznie, bo jeszcze zniknie i przyjemność razem ze śniegiem stopnieje. Wnioski ze spaceru: nie trzeba iść daleko ani jechać, żeby było wesoło; w dobrym towarzystwie spacer jest przyjemniejszy; co dwie pary rąk rzucające patyki, to nie jedna; Wawrzynka zabieramy ze sobą w kolejne nasze miejsca. Nie dość, że robi zdjęcia to jeszcze mu się nasze szwędanie po świecie podoba. Idealny kumpel na wycieczki. Gdyby tylko nie miał w planach zniknąć ;);) W tulipanowie :)a w domu okazało się, że dokumenty się wcale nie zgubiły, mało tego, były z nami na Kozińcu :) dobrze, że babcia ogarnia chaos !

1 komentarz:

Dziękuję