wtorek, 7 października 2014

Wykopki i wygłupki



Niby nic a tyle radości. Zwykła taka sobie zjeżdżalnia z kolorowego tworzywa sztucznego. Latające foksy Gabra i Boguś, ewolucje, akrobacje, pieski z gumy, sprężynki. 
Basia też chciała, lot miała dość niski. MajLo w ogóle nie podjęła wyzwania, latać jej nie w smak. 
Pobiegać, w piłkę łapkową pograć to i owszem, tylko po co ta siatka ? Wcześniej od oka odbił się mistrz wybryków i znikania, czarodziej, psi Copperfield, Boguś Dyrektor cyrku latającego, wkrótce „mi chiamo Padre”.
Wesoła gromada pognała w pole, wróciła, powygłupianki. Ot taka ta wieś kaczawska wesoła, kiedy wesołe ma się towarzystwo i wesołe do świata nastawienie. Śłonce pomagało, klimatyzowało namiot cyrkowy,  energia solarna dodawała sił. Jakby tego było mało to z pola powyjmowali ziemniaki, to się nazywa wykopki, chociaż nikt nikogo nie kopał. 
Technicznie to najpierw były wyrzutki  a potem wybierki, dwie przyczepy żółtych ziemniaczków, siłownia za darmo. Psy też nie próżnowały, zwłaszcza Lubiechowskie, dokopały się nawet do karczownika, zakończył w sobotę swój podziemny żywot szkodnik zwany polnikiem ziemnowodnym, z rodziny chomikowatych ! Szczur wodny poleciał za płot i tyle go widziano, to jest wersja oficjalna.Bo Boguś wrócił na miejsce zbrodni. 
TomTomka w jego głowie nakazywała mu biec prosto, biec prosto, delikatnie skręcić w lewo, nie odwracać się, nie reagować, doszedłeś do celu i dopiero wtedy zaczęły się najprawdziwsze wykopki. Ach gdyby Barbara była sforna to by mu pomogła, lecz nie była, awanturowała się bez sensu, poszła cierpieć za winy swoje ;) zamknięta sama ze sobą i swoim żałosnym lamentem, od którego uszy popękały. Trwało to chwile a potem dzień się skończył i wszyscy poszli spać, ciekawe kto o czym tej nocy śnił.

2 komentarze:

Dziękuję