piątek, 20 lutego 2015

Jagniątków - Hutniczy Grzbiet (z bandą Często Zmorek)



Wejście czarnym szlakiem z Jagniątkowa na Hutniczy Grzbiet, zwanym popularnie Petrowką, to wejście bezkompromisowe. W  zasadzie od samego Sobieszowa, czyli sporo niżej, prowadzi wyłącznie pod górę. 
Pod górę nie tylko w znaczeniu, że z niższej wysokości wybieramy się na wyższą, na tym szlaku nie ma odcinka nie pod górę. Na odcinku 6 kilometrów nachylenie sięga 13%, maksymalne 
na 50 metrach to 30% a do pokonania różnica 760 m wysokości n.p.m. Jeden z naszych ulubionych szlaków, bo pozwala potwierdzić, że kondycja jest  :) 
Zmęczenie nie dotyczy Gabry, to wiemy od dawna, powoli przyzwyczajamy się też do faktu, że foksterier potrafi latać. Jaremka ich nie prześcignie, choćby nie wiadomo co, za to w ogon uwalić można, tak niby przypadkiem. 
W chwili, gdy pojawia się patykowy aport, znika szansa na spotkanie dzikiej zwierzyny, MajLo skutecznie głosi, że zaaabaaawaaa. Pąpiru w odzieży syberyjskiej, bo przecież zima zimowa, karkonoska bliska już była odwodnienia, na szczęście towarzyszył nam kwas. 
Zaocznie, w myślach, była z nami na tym niełatwym szlaku Marysia i Menia, obie mają do pokonania o wiele trudniejszą drogę. Nasze serduszka kochane. Gdyby tak można iść po zdrowie Królowej, to byśmy na każdy szlak ruszyły. Gabra z Bodziakiem to nawet by trasę po dwakroć pokonali. 
Taktycznie redukowałyśmy kwas, do chatki schronki dotarliśmy w czasie, który gwarantował sukces. Tym razem Karkonosz nam sprzyjał. Od chatki w górę wg mapy 30 minut, zapadania się, głębokiego śniegu, pięknie ośnieżonych świerków, widoków rekompensujących trud. Pokrywa śnieżna zmrożona jak kruchy wafelek, Hutniczy Grzbiet zdobyty, obwąchany, taka nasza lutowa tradycja :) W tym oczywiście towarzystwie. Nie do zdarcia, za co dziękujemy bardzo bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję