niedziela, 11 lipca 2010

Izerskie południe, karkonoski wieczór


Ponieważ upał nie odpuszcza i w mieście nie sposób wytrzymać, zabrałam dziadków na plażę nad Kamienną w Izerach. Babcia dała się namówić na krótkie spacery w góry a dziadek odpoczywał nad wodą. Dużo się działo, zdążyłam oszczekać kilku rowerzystów a na koniec delikatnie odstraszyć ogromne czarno-białe szczenię :) W przerwach pływałam. Wieczorem natomiast Maciek zabrał nas w Karkonosze, do Karpacza. Przez chwilę byłam gwiazdą deptaków, cierpliwie wysłuchiwałam pisków i zachwytów i nawet mi nerwy nie puściły, więc w pamięci turystów pozostałam miłym psem z wielkimi uszami o dziwnie krótkich nóżkach. Odwiedziłam kościół Wang, gdzie psy nie mają prawa wstępu. Potem ruszyliśmy szlakiem niebieskim w stronę Strzechy Akademickiej. Przypomniał nam się dogtrekking, dzięki znajomemu żółtemu szlakowi do Przesieki. Śnieżka w promieniach zachodzącego słonka ubrała się w różowawą sukienkę. Z gór sprowadzał nas wyjątkowo mało płochliwy zając. Chyba z nas drwił, siedział spokojnie w trawie, żeby na koniec wyskoczyć mi spod nosa i pognać w las... Upał zmęczył nas ogromnie, będę spać jak suseł !

1 komentarz:

  1. Misia ze stoickim spokojem znosiła zachwyty turystów, co to myśleli że to jamnik, phi! Po drodze obserwowały nas 3 koty, które nic sobie nie robiły z naszej obecności tylko spokojnie wygrzewały się na ciepłych jeszcze murach. To pewnie koty pilnujące.

    Zdjęcie na wangu zrobione trochę pod zakazem ;) ten Wang musi być bardzo bogaty bo nawet wejście na sam plac kosztuje ! Zając jakiś skołowany, przeszkadzaliśmy mu chyba w wieczornym spacerze po kamieniach. Upał faktycznie męczący.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję