niedziela, 22 sierpnia 2010



Niedzielne grzybobranie między Borowicami a Przesieką trwało aż 3 godziny. Tak się wszystkim spodobał las i zbieranie grzybów. To drugie mnie dziwi ale ludzie widać mają jakieś swoje pasje :) Do lasu trzeba wysłać egzorcystę, bo wciąż słyszałam, że szatan i szatan, zwłaszcza pani celowała w ich znajdowaniu. Poza tym podobno grzyby łatwiej fotografować, bo się nie ruszają. Wybiegałam się po czubki uszu. Było wszystko, skały, strumień i patyki. Tym razem nie pognam za sarną, bo trzyosobowe stado to spore wyzwanie do ogarnięcia. Potem był obiad, grzyby suszyły się na wigilię a ja dostałam pyszną miskę babcinego rosołu. Jak to w niedzielę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję