sobota, 20 listopada 2010

Niespodziewane zdobycie Góry Szybowcowej


To miał być taki sobie spacer do lasu. Buczynowe liście miałam zobaczyć i w nich poszaleć i wracamy. A, że z nas łajzy to tak szłyśmy, szłyśmy i doszłyśmy na Górę Szybowcową. Podejście od Dziwiszowa bardzo nam się podoba. Przećwiczyłam dogtrekkingową metodę, że jak się nie da górą to trzeba dołem. Ten sposób pomógł mi wówczas prześcignąć wysokonożne psy północy :) Gliniaste zaorane pola podarowały mi kilogramy błota, które dumnie wniosłam na samą górę :) Na Śnieżce śnieg, pokazała nam się królowa Karkonoszy na chwilkę, po czym schowała się w chmurkę. A widoki dziś były przepiękne. Dobrze, że z nas takie łajzy :) A na marginesie, dzikie róże myślą, że już wiosna !















2 komentarze:

  1. Co tam King Size - szczyty zdobywa się Na Malucha :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam wrażenie,że Jeremiks szczyty zdobywa przy okazji :) Co za szczęście, że obie mamy szwędacza we krwi :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję