niedziela, 21 kwietnia 2013

Wiosenne lato nad Bobrem




Niedziela zaczęła się od tego, że budzik nas nie obudził i plan wypadu na śnieg zmienił się w plan kąpieli w Bobrze. Kontynuacja planu – stop białej łydce! 
Nasza leśna droga zamieniła się w basen błota, prace leśne i ciężkie maszyny, no a nam się nie uśmiechało zapadać w bagnie po kolana. Spacer lasem skusił nas do pokonania zejścia do rzeki na zupełny skrót, ostry zupełny w dół. 
Jaremka jak tylko poczuła wodę to nawet nie zorientowała się, że wybrała trasę pionową. Tam gdzie ona i ogon jej, chciało się w góry to proszę bardzo. Z góry na początek :) Byle jak najszybciej do rzeki, zmoczyć brzuch, to za 2 punkty i nawet bez aportu! 
Woda zimna a nurt dość silny, czas roztopów, część letnich plaż wciąż pod wodą. To nic, i tak można poćwiczyć letnie zabawy nad rzeką, aporty odpływają jeden za drugim, brzuch wciąż mokry, plecy wodą nietknięte. 
Na szczęście to nie próby myśliwskie, nie trzeba niczego udowadniać. No ale skoro już tak ciepło, tak przyjemnie, można się zapomnieć i chwilkę popływać, tam gdzie woda spokojniejsza. Z aportem a jeśli sędzia sobie życzy to i bez. 
Potem troszkę głupio wyszło, wypłoszyłyśmy Kaczki krzyżówki a przecież to czas lęgów i w tej trawie mogło być gniazdo… czy coś się tu wykluje, okaże się wkrótce. W końcu to zaledwie godzina od domu, więc z pewnością nie raz tu jeszcze zajrzymy. 
Zwłaszcza, że jak wędkarze są nieobecni to jest to przyjemne płytkie i spokojne miejsce, żeby popływać. I znów hop do lasu, pod górę, zupełnie nowym skrótem, Jaremka zrobiła stójkę i stwierdziła, że to jednak droga w złym kierunku. 
Doskonale, bo dzięki temu na rozgrzanym piaszczystym zboczu, między igliwiem, udało się wypatrzyć Bujankę większą. Owadzi koliber, używa kłujki, żeby wyssać z kwiatów, co najlepsze. 
Bujanka jest bardzo sprytna, składa swoje jaja w pobliżu kolonii pszczół ziemnych z nadzieją, że pracowite pszczoły wychowają jej dzieci. Taki pasożyt z tej Bujanki. Bujanka woli bujać w obłokach a jej nazwa pochodzi od tego, że nie przysiada na kwiatach, zawisa nad nimi jak koliber. 
Bombylius major  należy do muchówek, chociaż futerkiem bardziej przypomina trzmiele. Autorska ścieżka Jaremki zaprowadziła nas do Łuskiewnika różowego z rodziny zarazowatych. Pospolity w Polsce wypuścił kwiaty spomiędzy bukowych liści, zaraz obok rzeki. Kolejny pasożyt. Ponieważ to bylina bezzieleniowa niezawierająca chlorofilu nie jest w stanie przeprowadzić procesu fotosyntezy. 
Ten brak nadrabia tym, że wszystkie śniadania, obiady i kolacje pobiera za pomocą przyssawek z korzeni drzew. Większość czasu spędza pod ziemią, jedynie na wiosnę  wypuszcza kwiat i owocuje. Liście chowa w glebie. Owoce muszą się bardzo starać, żeby spaść bliziutko koło rodzica, inaczej nie przeżyją. 
Po sąsiedzku zakwitł wskaźnik starych lasów, Zawilec gajowy, w tej trójcy jedyny nie pasożyt. Do życia potrzebuje cienia, wystarcza mu zaledwie 20% światła, żeby wieść swoje zawilcowe życie. Trochę światła, gleby świeżej i żyznej, obojętnej lub co najwyżej lekko kwaśnej. Zawilec nie gardzi wilgocią ale zdecydowanie nie służą mu deszczowe jesienie i zimy. To tyle przed kolejnym śmiałym skrótem Jaremki, tym razem w pogoni za skaczącą po skałach sarną, skoro ona może to i Jaremka. Ostre podejście, takie jakie bardzo lubimy. Było pionowo w dół to teraz będzie pod górę. Jaremka postanowiła dziś narzucić tempo wyczynowe. Przecież plan był, żeby iść w góry, no to w górę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję