sobota, 28 grudnia 2013

W Sędziszowej w Wielisławiu Złotoryjskim...



Sędziszowa, dawny niemiecki Röversdorf, wieś do której szczęśliwie przybyli dziadkowie, osiedli tu, założyli rodzinę, hodowali krowy, kury, kaczki, nutrie, króliki, gołębie i może coś jeszcze, o czym nie pamiętam. 
Uprawiali pole, pracowali ciężko, służyły im konie, psy, koty, pomagali sąsiedzi. Dziadek coś tam pędził, babcia coś tam przetwarzała… 
Dochowali się dzieci, wnuków, prawnuków. Dziadka już z nami nie ma. Dziadek kochał chlapnąć i lubił pewną jasnowłosą wnuczkę po gospodarstwie oprowadzać. Ona do dziś pamięta, jaki delikatny jest pyszczek cielątka i jak dziwnym stworzeniem jest nutria. 
Od tamtych czasów wiele się zmieniło w Sędziszowej. Nawet dom już nie ten, nie ma też tego pokoju z zegarem i puchową pierzyną i obrazem z dzikami na ścianie… Na szczęście obraz nie zginął, na dodatek jest nasz. Czeka na oprawę i czyszczenie i będziemy się chwalić :) 
Okolice Sędziszowej są bajeczne, strome pagórki, zalesione, najeżone kamieniami, królowa Wielisławka i jej organy, największa tutejsza atrakcja – Porphyrbruch, odsłonięte ryolity o strukturze słupowej powstałe w wyniku stygnięcia magmy. 
Słupy nie zawsze pionowe. Wielisławka to pozostałość po kamieniołomie, daleka siostra Łomów i Wilczej Góry. Kiedyś na jej szczycie albo w drodze nań znajdowała się restauracja, dzisiaj rosną tam pyszne grzyby. Podobno wycofujące się wojska niemieckie gdzieś w tej okolicy ukryły skarby! 
To bardzo optymistyczna legenda ludowa, może te skarby wciąż nieodkryte spoczywają gdzieś na naszym prywatnym hektarku. Jednym z piękniejszych miejsc w Sędziszowej jest młyn, zbudowany w 1827 roku, do niedawna służył do produkcji mąki, obecnie to zaplecze małej elektrowni wodnej. 
Od Organów Wielisławki dzieli go kilka minut spacerkiem wzdłuż kanału. Potem można odbić w prawo i powspinać się bukowo-świerkowo-sosnowym lasem wedle uznania, ścieżek tu mnóstwo, ludzkich i zwierzęcych. Jaremka wyszalała się w liściach, no skoro nie ma śniegu to chociaż to :) 
MajLo to zdecydowana miłośniczka wsi, jeszcze trochę a zacznie zaganiać cudze owce. Po obejściach już sobie beztrosko biega i straszy koty. Ostatnimi czasy odkryła, że zaleganie na progu to niepotrzebna bezczynność, zwiedzanie, to dopiero frajda. 
Daleko zajdzie. Nikt jej nie ogranicza, tylko ten płot!  Zanim płot to była jeszcze okazja pospacerować nieczynnym, zupełnie rozebranym torowiskiem linii 312 z Marciszowa do Jerzmanic Zdrój, po którym ostatni pociąg przejechał w 1995 roku. Na stacji Willenberg, na stacji Sieńsk nikt już na pociąg nie czeka. Wielka szkoda, bo widoki na tej trasie, w dzieciństwie pokonywanej od stacji Stara Kraśnica do stacji Sędziszowa były przepiękne. Teraz można jedynie pieszo. Widoki na szczęście wciąż aktualne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję