czwartek, 19 czerwca 2014

Ogólnorasowe przyjaciół spotkanie w Lubiechowej




My się pytać nie musimy, gdzie są wszyscy przyjaciele, nasi przyjaciele, których może jest niewiele ale są :) 
Fakt, może nie wszyscy, część zamieszkuje inne światy niż lubiechowski. 
Gościnny dom Pąpiru przy Kościelnej, psów więcej niż ludzi. 
Łóżka się podobno pod Wilczarzami uginały. 
 
My w sen zapadałyśmy w pokoju Heńka, Gabra się kokosiła w nogach, Boguś zaglądał i przysypiał na głowie zaraz po tym jak nosem w nos zajrzał i jęzorkiem obwieścił wizytację… 
 
MajLo każdego gościa witała przemiłym warczeniem… typowa noc. 
Zamiast budzika trójca przenajwielka Wilczarzowa, Meska, Naniulek i dziecię Quilan, skuteczna pobudka, radujmy się razem :) 
 
Śniadanie i w pola, łąki, do sadku na czereśnie, bo Marysia mówi, że dobre na stawy, Szpaki muszą mieć bardzo zdrowe stawy, Szpaki i szabrownicy. 
 
Psy ginęły w jęczmieniu, no na pierwszy rzut oka to jęczmień… zboże dojrzeje to się dowiemy, jeśli to jęczmień to przyszło nam obcować z piątym, co do wielkości upraw, zbożem na świecie.   
Okres wegetacji jęczmienia wynosi 90 dni, chłodniejsze klimaty mu nie groźne. 
Dla koneserów, tak właśnie wygląda początek szkockiej i irlandzkiej whisky. Spacer się toczył, tarniny zadziczone, Gabra w podskokach. 
Jaki ten nasz świat tutaj zwyczajny. 
Naniulek wpadł z wizytą do stawu, bez intencji zaskoczył Bogusia maską z szuwarów, ach nie zauważył, że się tak zabawnie udekorował. 

Chwila chwilunia i pognał z Meską , Quilanem, Bogusiem, Gabrą, Basieńką i Jaremką przywitać Rudego. 

Czym podwórko bogate i miski, Rudziasty zaprasza. 
Witold koń potańczył z maluchami, Meska solidarnie z Witem zganiła MajLo, poszło to w niepamięć. Do domu wszyscy wracali zgodnie. Mamy szczęście do przyjaciół.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję