niedziela, 1 czerwca 2014

Sześćdziesiąte urodziny Dnia Dziecka, nasze karkonoskie świętowanie




W najlepszy, jaki przyszedł nam do głowy, sposób świętowałyśmy Dzień Dziecka. Dzień, który wiekowo, może tylko pozornie, nie ma nic wspólnego z dzieciństwem. 
Dzień Dziecka w tym roku obchodził sześćdziesiąte urodziny. Nasze psie dzieci, Jaremka i Gabra zgodnie z konwencją praw dziecka wychowują się w rodzinie, mają prawo do rozrywki i wypoczynku, sferę kultury zapewniają im spotkania na wystawach, piknikach 
i takich tam innych posiadówkach przy odbiornikach, chronimy ich zdrowie a kiedy trzeba mają zapewnioną opiekę medyczną na najwyższym poziomie, nie ograniczamy im prawa do wszechstronnego rozwoju osobowości, 
mają szeroki dostęp do informacji węchowych, wzrokowych i słuchowych, dodatkowo na bieżąco są informowane o naszej do nich miłości, staramy się przestrzegać ich prawa równości, 
sprawiedliwie rozdzielając nagrody a czasem i kary obrażenia i oburzenia nagannym zachowaniem. Dla nas ich nietykalność jest osobista, kiedy trzeba nie zakłócamy ich prywatności. 
Nasze psie dzieci mają prawo do lenistwa i zabawy, staramy się zapewnić im odpowiedni poziom socjalny i emocjonalny. Swobodnie wyznają a ich światopogląd jest przez nas szanowany. Potrzeby naszych psich dzieci są równie ważne jak nasze własne. 
Takich sobie dobieramy przyjaciół, którzy widzą w nich więcej niż tylko koszty i utrudnienia.  Dzień Dziecka spędziłyśmy w górach na wesołej wielogodzinnej, beztroskiej wędrówce be zegarka. 
Prezentem było być tam i cieszyć się z tego. Mała karkonoska pętelka z Karpacza żółtym szlakiem, dawnym torem saneczkowym do Strzechy Akademickiej. Na łączce popas o smaku pysznego dzika z rzepaku, Gabra znikała w świerkach, wytropiła i nie dawało jej to spokoju. 
Na szczęście nie sturlała się do Kotła Małego Stawu. MajLo pilnowała dobytku i strofowała myśliwskie dziecię, że się niepotrzebnie oddala i znika z pola widzenia. Warcz zdrowa, 
Gabra i tak się nie opanuje :) Potem była Lucynka, czyli taka jedna jedyna karkonoska bouda z własnym browarem, który ma wyjątkowy smak. 
Luční bouda, najwyższy browar okolicy, 1410 m n.p.m, pyszności. Gabra odsypiała, Jaremka … pilnowała dobytku. Swoboda światopoglądu. Wolność wyboru. Wielu słyszało jak pastuszka ostrzega przed nadejściem intruzów, nieograniczona, ma przecież prawo się wyszczekać. 
Prawo do wypoczynku zmieniło się w prawo do zabawy na torfowiskach, Úpské rašeliniště jest mięciutkie i wystarczająco rozległe, żeby pomieścić szaleństwa. 
Kładkami, szlakiem wśród kosówki z rosnącą w oczach Śnieżką przed nami… Gabra - pies ornitologiczny pognała za kaczorem Krzyżówki, który najwidoczniej należy do nielicznego stada kaczek górskich, bo spędzał niedzielę na Równi pod Śnieżką. 
Zaskakujące spotkanie, nasza pierwsza Krzyżówka powyżej 1 400 m n.p.m. nie ostatnia tego dnia pierwszyzna. Drugą pierwszyzną były Sasanki alpejskie, udało nam się przyłapać je na kwitnieniu. 
Typowy gatunek górski z rodziny jaskrowatych, nawet przez chwilę brawurowej nieświadomości i pójścia na łatwiznę był dla nas takim dużym zawilcem :) To jednak Sasanka, dotarło do nas po bliższych oględzinach. 
Jedwabiście owłosiona łodyga, liście głęboko wcinane, jesienią zmienią barwę, skoro już wiemy, gdzie ich szukać, to z pewnością sprawdzimy sasankowe kolory jesienne. Sasanka alpejska jest trująca i objęta ochroną gatunkową. Nie jest zagrożona, bo występuję niemal wyłącznie na terenach Parków Narodowych. Podeptałyśmy Śnieżce po stopach i weszłyśmy w zieloność pewnego kotła, najgłębszego karkonoskiego kotła polodowcowego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję