U Wojtusia z jabłkami









Wojtuś wraz ze stadem wrócił na pastwisko. Przywitałyśmy go p
ysznymi jabłkami i
ci
epłym słowem. Przybiegł i chyba mu się
prezenty spodobały, bo aż mlaskał z zadowolenia ! Konie wcale się mnie nie boją, w zasadzie jakby w ogóle im moje towarzystwo nie przeszkadz
ało. To pewnie dlatego, że jestem potomkiem elfickich rumaków:) Wojtuś trzasnął kopytem i wyszło słońce. Szkoda było marnować taki dar, więc poszłyśmy na Szybowcową. Niewiele się tam działo i góry schowane za mgłą. Za
to kwitną już żabie oczka, najdelikatniejsze kwiaty jakie znam. Trawy też już mają swoje aureolki :) Wychodzą też osty,
b
ędą się czepiać wszystkich, czy to sprawiedliwe, czy nie ;););)
W oddali niezdobyty jeszcze Stromiec. Znów zabrakło czasu, bo za długo u Wojtusia zamarudziłyśmy. Ale dla znajomych trzeba mieć przecież czas :) A Stromiec poczeka, nigdzie się przecież nie wybiera!




Horses, cows, planes..., such a life, Jeremika!
OdpowiedzUsuńHugs and kisses from Lino & family.
Felisa
Come with Lino, all is waiting :)
OdpowiedzUsuń