wtorek, 15 listopada 2011

Lisia i najazd ciotek :)

Wreszcie się udało odwiedzić Lisię w jej domu. Silna grupa ciotek uzbrojona w zabawki i smakołyki zaskoczyła ślicznotkę. Wiolinka razem ze swoją rodziną oprowadziła gości po całym domu. Pokazała koci pokój, swój plac zabaw, sypialnię i przedstawiła kotom. Wszędzie jej pełno, przemieszcza się w podskokach z prędkością błyskawiczną. Wszystkich lubi, do każdego się cieszy, tylko czasem sprawdza, czy może uda się nowego człowieka zdominować albo nastraszyć igiełkami. Jest pomniejszoną kopią mamy. Tak samo się patrzy, identycznie się porusza, jest równie wesoła i zadziorna. Po tatusiu odziedziczyła linię grzbietu. Potrafi już zrobić siad na polecenie i bez wytchnienia aportuje. Może czasem trudno jej się rozstać z tym co ma w pysku ale nie złości się, kiedy się jej aport odbiera. Wśród ochów i achów nad jej urodą, pięknymi dziewczęcymi oczami i zalotnymi rzęsami, czuła się doskonale. A swojej ludzkiej babci sprawiła ogromną radość i dostarczyła wzruszeń, bo najwyraźniej zapamiętała zapach, głos albo coś zupełnie innego i przywitałanadzwyczaj ciepło i wylewnie. Lisia pozwala brać się na ręce, nie boi się dotykania brzuszka i łapek. Widać, że jest wspaniale socjalizowana i czuje się doskonale w swoim domu. Mała, piękna, zadziorna, radosna szczęściara. Nie można się napatrzyć na jej entuzjazm w zabawie i zapał w poznawaniu nowego. Mama Jeremika od razu się zorientowała, gdzie była jej pani. Być me nie szaleje z radości na widok swojej córeczki ale na jej zapach zareagowała machaniem ogonka i wyraźnym ożywieniem. Jeszcze troszkę Lisia podrośnie i liczymy na wspólne, rodzinne spacery.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję